sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XIII

   Miasto Pod Górą, bo tak nazywała się niewielka mieścina, znajdująca się pod górą Nawie, tętniła życiem. Handlarze przekrzykiwali się na wzajem, wychwalając swoje produkty. Szlachta przechadzała się tam i z powrotem, zafascynowana tym wszystkim, a drobni kieszonkowcy korzystali z okazji, pozbawiając ich zawartości sakiewek.
Nie brakowało tu też wieśniaków, więc trzy zgarbione, zakapturzone, brudne postacie nie zwracały uwagi. Nagle jedna z nich zatrzymała się przy ścianie karczmy i zaczęła się w nią wpatrywać. Dopiero po chwili pozostałe dwie do niej dołączyły.
- Co jest? Trzeba iść dalej - wyszeptał Dwayne ostro, próbując odciągnąć Xain.
- Patrz, zrobili mi za duży nos - zaśmiała się kobieta, wskazując trzy listy gończe, wiszące obok siebie w nierównym rzędzie.
Na jednym z nich był staruszek. Pewnie Antoni, ale był tak niedokładnie narysowany, że nawet najlepszy by się nie domyślił. Obok wisiał marnie narysowany portret Dwayne'a z małym dopiskiem: "Nie ma nogi". Jako ostatni przywieszony był rysunek Xain. Nie wiadomo dlaczego, ten najwierniej oddawał wszystkie szczegóły. Nawet ten nos, który tak nie podobał się kobiecie, był idealny.
- To nie jest śmieszne - warknął Antoni i niedelikatnie popchnął Xain. - Kto w ogóle wpadł na tak genialny pomysł, żeby włazić do tego przeklętego miasta?
- Ty - odparł na to Dwayne wskazując palcem na staruszka, po czym roześmiał się.
Zamiast odpowiedzieć, iluzjonista posłał wielkoludowi spojrzenie, które, gdyby mogło, to by go zabiło. Potem cała trójka przyśpieszyła tempo, żeby opuścić miasto jak najszybciej.
Nie będą jednak jeszcze pakować się na Nawie. Przenocują na jej zboczu, a wyruszą dopiero wczesnym rankiem. I jak planowali, tak zrobili.
Pierwszą wartę objęła Xain, potem Dwayne, a na końcu Antoni. Na szczęście nic się nie działo, więc jeszcze przed świtem mogli ruszać w drogę. Oczywiście najtrudniej szło się wielkoludowi. Kobieta pomagała mu jak mogła. Specjalnie wybrali dłuższą drogę. Była mniej stroma i wygodnie się szło.
Najchętniej zostawiliby Dwayne'a na dole, ale on jedyny znał położenie drugiej bramy. A nie mogli sobie pozwolić na kolejne dni zwłoki.
Już pod wieczór byli blisko drugiej Bramy, zarządzili jednak postój. Nie wiedzieli, co ich czeka na miejscu, więc woleli znaleźć się tam za dnia. Znaczy - Antoni i Dwayne woleli.
- No to może pójdę na zwiad? - zaproponowała Xain, gdy tylko rozbili obóz.
- Nie. - Antoni od razu zaprzeczył. Krótko, prosto i tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Na pewno? Zwiad bardzo by się przydał! - upierała się kobieta, już zbierając się do drogi.
- Zostajesz!
Antoni powstrzymał ją, chwytając za rękę i zatrzymując w połowie ruchu. Twarz miał zaciętą, a w oczach kompletny brak jakichkolwiek uczuć. Nie znali go dobrze, ale i tak to wydało im się podejrzane. O czymś wiedział. Tylko o czym? I to właśnie pytanie zadał mu Dwayne.
- A o czym mam wiedzieć? - zapytał niepewnie Antoni, nie rozumiejąc wielkoluda. Albo udając, że go nie rozumie.
- To ja się pytam - warknął Dwayne. - Coś jest nie tak z drugą Bramą, a ty nie chcesz nam o tym powiedzieć!
- Nie, że nie chcę. Nie mogę.
- Czyli coś ukrywasz! - krzyknęła zadowolona Xain palcem wskazując oskarżycielsko w staruszka. - Mów!
- Mówię, że nie mogę - powtórzył, tym razem wolniej i głośniej.
- A dlaczego?
- Jestem strażnikiem, tak? A strażników obowiązują zasady. Żaden nie może zdradzić, co może was spotkać w następnej Bramie, bo przestaje być strażnikiem - wyjaśnił z rezygnacją w głosie.
Xain zaśmiała się, widocznie z czegoś zadowolona. Dwayne tylko się uśmiechnął pod nosem. Oboje pomyśleli o tym samym. Tylko Antoni nie wiedział o co chodzi, więc prawie bordowiejąc ze złości zapytał ich o to.
- My mamy nagrodę, tak? - zapytała, jakby dla pewności, kobieta.
- Tak, ale co to ma do rze...
- I ty już jej nie strzeżesz! - przerwała staruszkowi z wielkim uśmiechem na twarzy. - I nie jesteś strażnikiem! Czyli możesz nam spokojnie powiedzieć, o co chodzi.
Antoni chwilę się zastanowił. To był argument nie do podważenia. Nagle jednak coś go olśniło. Nie dał tego po sobie poznać, choć w środku cieszył się jak dziecko z cukierka.
- Nie chcę wam zepsuć niespodzianki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz