sobota, 4 maja 2013

Rozdział XIV

   Antoni stał prosto, ze skrzyżowanymi rękami, i uśmiechał się wrednie. Kilka metrów dalej Dwayne siłował się z Xain, która szamotała się i próbowała wyrwać się wielkoludowi, wykrzykując przy tym barwne przekleństwa w stronę obu mężczyzn.
- Xain! Do cholery! - ryknął w końcu Dwayne, który nie mógł tego wszystkiego wytrzymać. - Pójdziemy tam jutro. Razem!
Puścił kobietę, która tylko warknęła i tupnęła nogą. Wyglądała jak dziecko, które bardzo chciało gdzieś wyleźć, ale było za małe. Nagle jednak uśmiechnęła się i zaczęła łasić do wielkoluda.
- Dwayne, przecież ty już tu byłeś, czyż nie? - zapytała. Że też pomyślała o tym dopiero teraz.
- Byłeś?! - krzyknął Antoni. Był zdziwiony; nigdy w życiu nie powiedziałby, że ktoś taki jak Dwayne mógł już tu być. - A widziałeś Go?
- Byłem i widziałem - odpowiedział wielkolud, teraz już całkiem spokojnie. Widocznie sam, przez całe to zamieszanie, o tym zapomniał. - Go jest całkiem przyjaznym facetem.
- A nie widziałeś tam niczego podejrzanego? - wciąż dopytywał się staruszek.
- Nie... Pomijając to, że sam jeden mieszka w takiej olbrzymiej, a pustej jaskini.
Antoni uśmiechnął się pod nosem, widocznie zadowolony z odpowiedzi tamtego. Xain już od kilku minut nie interesowała się tym wszystkim. Położyła się, niby nigdy nic, na półce skalnej, zwijając się w kłębek. Jutro zobaczy, co też kryje druga Brama. Jeśli wyjdą z tego cało, to odpuści Antoniemu. Widocznie to nie było aż tak straszne, żeby im to mówić. Ale jeśli nie, to dni staruszka są już policzone. Z tą myślą i wielkim uśmiechem na ustach zapadła w sen.
Nie minęło kilka chwil, kiedy dołączył do niej Dwayne. Usiadł nieopodal i zaczął chrapać. Xain musiała na prawdę mocno spać, gdyż tego nie słyszała. A Antoni usiadł obok nich i zastanawiał się, czy na pewno dobrze zrobił, nie mówiąc im o prawdziwym Go...

* * *

Antoni zabrał na siebie wszystkie warty. Chciał, by Xain i Dwayne wyspali się dobrze, gdyż to oni muszą odwalić dzisiaj całą robotę. Obudził ich więc parę minut po wschodzie, wcześniej przygotowując jako takie śniadanie. Zjedli je w parę sekund, gdyż Xain wciąż ich poganiała. Nie mogła wytrzymać już ani chwili. Poniekąd to wina Antoniego, który wczoraj tylko pobudził jej ciekawość, nie mówiąc jej, co ich spotka.
Jednak to, co tam spotkali, przerosło ich najśmielsze oczekiwania...
W olbrzymiej grocie spał sobie spokojnie dość spory, ciemnozielony smok, o wielkich, zamkniętych ślepiach i łuskach, gdzie jedna była wielkości ludzkiej pięści. Z nozdrzy stwora, przy każdym wydechu wydobywały się obłoki gorącej pary.
Dwayne stał jak wryty. Wszedł do jamy pierwszy, ale staną w drzwiach i nie mógł się ruszyć. Zaraz za nim wszedł Antoni, ale ten bez problemu podszedł do smoka i poklepał go po pysku. Na samym końcu weszła Xain. O ile "wejściem" można nazwać to, że skocznym, wesołym krokiem doszła do wejścia, a gdy tylko zobaczyła smoka, uciekła z piskiem. Staruszek zaśmiał się głośno, gdy tylko zobaczył tą scenę. Dwayne, choć przerażony, również musiał przyznać lekkim uśmieszkiem, że kobieta wyglądała dość komicznie.
Wielkie, złote oczy gada otworzyły się. Zmierzyły obydwóch mężczyzn wzrokiem, zapisując sobie w pamięci ich osoby. Potem podniósł się, przymknął ślepia i zaczął mruczeć coś pod nosem.
Cała jama zalśniła zielonkawym światłem. Xain, ciekawa, co się stało, zajrzała do środka. Nie zobaczyła jednak olbrzymiego, strasznego, zielonego smoka, a mężczyznę. Wysokiego, barczystego i raczej młodszego od Antoniego. Włosy miał ciemne, krótko ścięte. Twarz długą, owalną i całkiem ładną, choć dość tajemniczą i poważną. Oczy średniej wielkości, w kolorze złotym. A dookoła nich miał maleńkie, smocze łuski.
Ubrany był zwyczajnie - brązowawe, proste, długie spodnie, biała tunika, na której, w tali mężczyzny, zapięty był gruby, skórzany pas, a na nogach miał materiałowe buty, bardziej przypominające szmatę, którą tamten mógł owinąć sobie stopy.
Xain, teraz już nie tak bardzo przerażona, weszła do jamy i stanęła niedaleko wielkoluda, który teraz również wydawał się być spokojniejszy. Antoni, który był znacznie niższy od człowieka-smoka, przywitał się z nim niczym stary przyjaciel, po czym dłonią wskazał na kobietę i Dwayne'a.
- To Dwayne i Xain - przedstawił ich, kolejno wskazując na wielkoluda i kobietę. - A to jest Go - dodał, wskazując tym razem na człowieka-smoka.
- My się chyba już znamy - uśmiechnął się przyjaźnie Go, patrząc na Dwayne'a.
- Tak, byłem tutaj parę lat temu - odparł na to szybko wielkolud.
Go uśmiechnął się tylko jeszcze szerzej, po czym jego wzrok powędrował w stronę Xain. Zmierzył ją dokładnie, od stóp do głów. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak zwykła dziewucha, jak ich wiele. Ale gdy przyjrzał się dokładniej wiedział, że wcale nie jest taka zwykła. Podszedł do niej powoli, skłonił się przed nią i wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Go - przedstawił się osobiście.
Kobieta przyjęła jego dłoń i potrząsnęła nią lekko. Resztki przerażenia uleciały, gdy tylko ujrzała jego twarz z bliska. Wydawał się być taki miły, przyjazny. Był jednak strażnikiem Bramy. Czyli będą musieli spełnić dla niego zadanie. A to zaś oznacza, że wcale nie może okazać się taki sympatyczny, na jakiego wygląda.
- Xain - odpowiedziała i uśmiechnęła się równie przyjaźnie. I, uwaga, szczerze. Postanowiła jednak od razu przejść do konkretów. - No więc, jakie zadanie nas czeka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz