sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział XII

   Antoni machnął dłonią i stał się niewidzialny. Dwayne nie miał zielonego pojęcia, co się właśnie stało, i to na niego szarżowali teraz dwaj mężczyźni. Xain jako jedyna zachowała trzeźwość umysłu. Jednym, płynnym ruchem przeskoczyła przed wielkoluda i wyszczerzyła się wrednie do bywalców karczmy.
Narwin stał w progu. Nie miał zamiaru brudzić sobie rąk, miał od tego ludzi. On tylko zbierze łupy.
Żadne z nich nie miało broni. Jedak to, że Xain była kobietą, a Dwayne kaleką było dużą przewagą dla wrogów. Jednak pomylili się oni w ocenie. Kaleka był zabójczy, a dziewczyna potrafiła zabić spojrzeniem.
Jeden z osiłków skoczył do przodu. Xain zaatakowała. Drugi skorzystał z okazji i podciął nogę Dwayne'owi. Wielkolud upadł i rozległ się niemiły chrzęst. Złamał nogę. Xain siłowała się chwilę z rosłym mężczyzną, ale gdy na pomoc przybył mu ten drugi, już nie miała żadnych szans. Chwycili ją za obie ręce i trzymali w stalowym uścisku, żeby nie mogła się ruszyć. Kobieta była wściekła i szamotała się chwilę, po czym uspokoiła się, żeby nie stracić całej energii.
- Oh, Xain... - westchnął Narwin podchodząc bliżej kobiety z uśmieszkiem satysfakcji na twarzy. - Chyba, że mam ci mówić Espia? - dodał, zerkając bardziej na wielkoluda.
Dwayne zrobił wielkie oczy. Xain odwróciła wzrok w jego stronę, ale tylko na chwilę. Przerażenie i bezradność, która malowała się na twarzy mężczyzny sprawiła, że kobieta prawie się rozpłakała. On musiał wiedzieć, kim jest Espia - donosicielka, zdrajczyni, która ze wszystkimi wiadomościami od razu biegła do króla - taką sławą szczyciła się ta kobieta w Stolicy. A teraz, gdy odkrył kim była, na pewno stracił całe zaufanie do Xain.
Tylko, że on nie wiedział, że Espia tak na prawdę gówno mówiła.
- No dalej - kontynuował Narwin. - Dołącz do mnie. Beznogiego zabijemy, żeby nam nie przeszkadzał, a kolejna zdrada to chyba nic dla ciebie. - Wredny uśmiech wykrzywił mu nie mniej wredną mordę. - Oczywiście, zawsze możesz odmówić. Wtedy zaprowadzimy was do króla, zgarniemy pieniądze, a władca zrobi z wami co chce. Nie radzę jednak, jest wkurzony jak diabli. I uwierz mi na słowo, nie zabiłby was. Oj nie...
Dwayne siedział na podłodze. Teraz był też po części zdenerwowany. Na Xain, na Narwina, na tych dupków, którzy złamali mu nogę. W dodatku dalej nie rozumiał, jak Xain mogła być Espią. Przecież sama zorganizowała tą wyprawę i to na przeciw królowi.
- Xain... - zaczął, zwracając się do stojącej do niego tyłem dziewczyny.
- Potem ci to wyjaśnię - warknęła przez zaciśnięte zęby nie odwracając nawet głowy.
Nawet tej głowy nie podniosła. Wpatrywała się w podłogę, a łzy wściekłości i bólu spływały powoli z jej nosa.
- Oj nie, nie będzie żadnego potem - syknął młody mężczyzna podchodząc do dziewczyny i niedelikatnie podnosząc jej głowę do góry tak, żeby móc spojrzeć jej w oczy. - Idziesz z nami sama, albo z nim do króla.
Kobieta uśmiechnęła się, czując jak osiłki ją puszczają. Narwin nie zrozumiał tej wesołości, gdyż też niczego innego poza twarzą dziewczyny nie widział. A to Antoni zaczekał na odpowiedni moment i wbił znaleziona gdzieś sztylety do obu mężczyzn. Tamci padli bezwładnie na podłogę, ale jeszcze nie umarli. Będą się tu długo wykrwawiać. Xain skorzystała z okazji i odrzuciła na ścianę chłopaka jednym, potężnym kopem w brzuch. Narwin zwinął się z bólu i zaczął cicho pojękiwać w kącie, wypowiadając od czasu do czasu mocne przekleństwa posyłane w stronę dziewczyny.
- Zwijamy się - zarządziła. - Na pewno nas słyszeli i zaraz zleci się tu cała karczma.
Po czym bez zbędnych słów razem z Antonim wzięli Dwayne'a na ręce i rzucili z okna. Xain na początku tego nie rozumiała, ale w czasie nieobecności staruszka zdążył on przygotować transport i podstawić go pod okno.
Zaraz za wielkoludem wyskoczył Antoni, a na końcu Xain, starannie zamykając za sobą drewniane okiennice. Gdy tylko wylądowała staruszek szarpnął lejce i dwa gniade koniki popędziły w stronę granic miasta.
Kobieta miała rację. Już po kilku minutach do pokoju wbiegli karczmarz, karczmarka a za nimi moczymordy z Dominik na czele. Ci pierwsi od razu rzucili się na pomoc umierającym, a Dominik, trochę chybocąc się na wszystkie strony, podeszła do Narwina.
- Mówiłam ci, debilu, żebyś poczekał - wyrzuciła z siebie zaraz nad twarzą chłopaka, dmuchając na nim śmierdzącym od trunku oddechem.
- Na co miałem poczekać? Aż uciekną? I miałem odebrać sobie tą satysfakcję uświadomienia Dwayne'owi, że Espia to Xain? - wymamrotał Narwin uśmiechając się niewyraźnie, ale chytrze i wrednie.
- Jesteś zwykłym idiotą.

* * *

Po godzinie jazdy dopiero padło pierwsze słowo. Ale nie wypowiedział go Antoni, który cały czas dzielnie powoził wóz z niesfornymi konikami, które raczej nie były do tego przyzwyczajone. Nie Xain, która siedziała cicho w kącie furmanki i w myślach obwiniała się o wszystko, a Dwayne. I to krótkie pytanie skierował właśnie do tej obwiniającej się Xain.
- Dlaczego?
Jego głos był słaby. Wciąż jeszcze nie dopuszczał do siebie tej myśli, że dziewczyna mogłaby być Espią. Xain podniosła głowę i spojrzała wielkoludowi głęboko oczy takim wzrokiem, jakim niewinni patrzą na swój stryczek. Odetchnęła głęboko i wysiliła się na odpowiedź.
- Dwayne, ja to robiłam dla dobra wszystkich. Nie kablowałam. Wszystko co mu mówiłam jako Espia było zmyślone. Za to on dzielił się ze mną prawdziwymi informacjami. Możesz mi nie uwierzyć, ale ja teraz nie mam już nic wspólnego z królem.
- Ja tam jej wierzę - rzucił przez ramię Antoni. Uważał, że ta panienka zasługuje na zaufanie, mimo jej nieciekawej przeszłości.
- Ja chyba też - dodał Dwayne i uśmiechnął się delikatnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz