sobota, 2 lutego 2013

Rozdział I

   W małej sali panował półmrok. Jedynym źródłem światła było kilka świec poustawianych niedbale na ladzie. Karczmarka chodziła tam i z powrotem z kuflami lub pełnymi piwa, lub też bez niego. Czasami zdarzało się, ze niosła tylko pozostałości po kuflu. Ogólnie w spelunie było gwarno i dość głośno.
W kącie sali siedziała ciemna postać. Była to młoda, może dwudziestoletnia dziewczyna. Taki częsty bywalec karczmy, a dalej taki tajemniczy.
Dziewczynę łatwo jednak można było pomylić z chłopakiem, gdyż nosiła strój iście męski - obcisłe spodnie, czarna, wiązana koszula z obszernym kapturem, rękawice i pas z mieczem ojca. Zawsze, gdy w chwili spokoju kładła na nim rękę, wracały do niej wspomnienia tamtej strasznej nocy i to, jak dorośle się zachowała.
Nagle drzwi do speluny otworzyły się i do sali wszedł wysoki mężczyzna. Xain od razu go poznała. Mężczyzna przywitał się z karczmarką i podszedł do stolika owej tajemniczej dziewczyny. Uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Witaj!
- Dzień dobry - odparła na to dziewczyna bawiąc się łyżeczką, nawet nie racząc wzrokiem nowo przybyłego.
- Co nowego? - zapytał wciąż szczerze uśmiechnięty.
- Na razie cicho. Wszyscy jeszcze żyją.
- Dziwne są twoje odpowiedzi...
- Twe pytania jeszcze dziwniejsze - przerwała mu, odkładając łyżeczkę. - Dzień w dzień pytasz o to samo, a ja ci dzień w dzień odpowiadam w ten sam sposób.
- No niby tak. Ale wiesz, jesteś jedyną osobą obeznaną w sytuacji, z którą mam kontakt.
- Jestem tak samo obeznana w sytuacji jak wtedy, kiedy miałam pięć lat.
- I już wtedy zachowałaś się lepiej, niż każdy z nas by się zachował.
- Ten kraj już wtedy był nie do uratowania, więc ratowałam to, co się dało.

* * *

Zachowałam się jak ostatni tchórz... - szepnęła do siebie dziewczynka leżąc na ziemi. 
Była noc. Już sporo po północy. Jednak mała Xain nie mogła zasnąć. Myślała o wydarzeniach sprzed ostatnich dziesięciu dni. O tym, jak uciekła z miasta, spakowała się i popędziła w las. I o tym, jak czekała, a potem po prostu zrezygnowała i ruszyła dalej.
Miała nadzieję, że ojciec przeżył. Ale uciekła, bo bała się o swoje życie. Tak drogie życie... Rodzice zawsze powtarzali jej: "Nigdy nie daj sobie odebrać tego, co najcenniejsze. A najcenniejsze dla ciebie jest własne życie".
"Ale tata tego właśnie chciał - pomyślała. - Chciał, żebym uciekła i ratowała siebie. I obiecał, że dołączy. Nie muszę na niego czekać, on dołączy. Na pewno..."
Sama siebie oszukiwała. Jak na pięcioletnie dziecko to wiedziała bardzo dużo o życiu, i wiedziała, że ojciec już nie wróci. Ale wolała się oszukiwać. Przynajmniej na razie. Z lekkim uśmiechem w końcu zasnęła z głową na torbie i sztyletem w prawej ręce.
* * *

Karczmarka podeszła do ich stołu i przerwała rozmowę. Mrugnęła do mężczyzny i podała mu kufel. Potem ryknęła coś doniosłym głosem do dwójki zapijaczonych rycerzy, którzy dobierali się do drewnianej beczki z piwem. Mężczyźni uciekli niczym spłoszone myszki i schowali się w kącie sali.
- To wiesz coś nowego, czy dalej chcesz udawać idiotę? - zapytał mężczyzna.
- Niech ci będzie, Narwinie - odparła Xain. - Zima się skończyła. Śniegi stopniały. Nadchodzi wiosna, a z nią nowy kwartał i nowe podatki. Mogę się założyć, że król przygotował coś specjalnego, jak co roku. Możemy go dopaść i...
- Zamknij się, bo jeszcze ktoś niewłaściwy cię usłyszy - zbeształ ją Narwin.
- Usłyszy, i co? Co mi zrobi? Nic! Lepiej martw się o swój tyłek, książę!
Nikt oprócz Xain nie wiedział, kim jest naprawdę Narwin. A dowiedziała się przez przypadek.
* * *

- Kim jesteś, i co tu robisz?
To pytanie było słychać już trzeci raz. Głos dochodził z drzewa, ale pytała Xain. Zaciekawił ją chłopiec, który przybiegł na polanę kilka minut po niej, kiedy ona w spokoju jadła pierwszy posiłek od kilku dni. Już wcześniej był przerażony, teraz dziewczynka wystraszyła go jeszcze bardziej.
- Pytam ostatni raz, potem zejdę!
- Jestem Narwin - wyrzucił z siebie szybko chłopiec. - Książę Narwin, syn Sakamy.
- Sakamy?! - zdziwiła się Xain i poruszyła niespokojnie na drzewie. - Tego Sakamy, co był królem przed wojną?
- Tak, tego Sakamy. A ty, kim jesteś?
Dziewczynka zawahała się, ale w końcu zeskoczyła z drzewa i stanęła przed Narwinem, który spłoszył się i odskoczył. Zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu i uznała, że wcale nie jest brzydki, ani tym bardziej groźny. Mógł mieć może z osiem lat. Jego brązowe spodnie były całe w strzępach, a koszuli nie było wcale. Włosy miał trochę krótsze od jej samej, brązowe i rozczochrane nawet bardziej niż dziewczynki.
- Jestem... Xain - odparła w końcu. - Ale mów mi po prostu X.
- X? Czemu nie Xain?
- Bo tak. A teraz gadaj, gdzie idziesz? - zapytała ostro dziewczynka.
- Do stolicy. Będę się tam ukrywał.
- Najciemniej pod latarnią, jak to mówią.
- A ty?
- A tego to ci nie powiem.

* * *

- Ty się o mój tyłek nie martw. Lepiej pomyśl, jak, przynajmniej chwilowo, unieszkodliwić króla. - Mężczyzna zniżył głos do szeptu. - Może pomogłaby nam Dominik? Jest najlepszym skrytobójcą w okolicy!
- Dominik?! Przecież to dziwka! A skrytobójca z niej taki jak ze mnie księżniczka.
- A ty co, może lepsza? - zadrwił Narwin.
- Sto razy lepsza, kochanieńki. - Dziewczyna zniżyła głos do przeraźliwego szeptu i spojrzała w oczy towarzyszowi. - Życie już mnie dobrze wyćwiczyło.
- Ty to byś nawet ślepemu niczego nie ukradła - odparł mężczyzna, ale już trochę mniej pewnie.
- Najwyraźniej jesteś ślepy, a ta mała ozdóbka to właśnie "nic" - westchnęła Xain machając sobie przed nosem złotym łańcuszkiem: pamiątką po rodzinie, należącą do Narwina.
Mężczyzna wyrwał łańcuszek z ręki dziewczyny i włożył go z powrotem do małej sakiewki, którą miał przywiązaną u pasa. Przejrzał ją dokładnie i przeniósł wzrok na Xain, wyciągając w jej stronę dłoń.
- Bystry jesteś - prychnęła dziewczyna i oddała mu kilka złotych monet, które ukradła przy okazji.
- A ty jesteś złodziejem - próbował bronić się Narwin.
- "Złodziejem" to zbyt ostre słowo. Po prostu pożyczam od niektórych potrzebne do przeżycia rzeczy.
- Już ja znam to twoje pożyczanie. A wracając do Dominik...
- Sprawa zamknięta - przerwała mu. - Reasumując: Dominik to dziwka i nie umie nawet muchy zabić, dlatego zostawimy ją tak gdzie jest i nie będziemy do niczego zmuszać.
W momencie, kiedy Xain kończyła zdanie, drzwi speluny znów się otworzyły i do środka weszła nie kto inny jak Dominik. Dziewczyna mruknęła pod nosem "o wilku mowa" kiedy ów "Wilk" ruszył w ich stronę z wielkim uśmiechem na umalowanej twarzy.
- Witajcie przyjaciele! - zawołała uśmiechnięta słodkim, lecz fałszywym głosikiem, siadając obok Narwina.
- Witaj - odparła na to Xain równie słodko i równie fałszywie. - Właśnie o tobie rozmawialiśmy.
- I co uradziliście?
- Że...
- Że miałaś ostatnio ładną... Kurtkę - wszedł Xain w słowo Narwin. Zbytnio obawiał się szczerości towarzyszki.
- Dziękuję - uśmiechnęła się Dominik.
Xain odwróciła wzrok i wpatrywała się w jakiś odległy punkt za ścianą. Wolała to, niż oglądanie "fałszywej mordy" tamtej dziewczyny. Po kilku sekundach jednak wstała, pożegnała się grzecznie z Narwinem i wyszła, nie racząc Dominik nawet wzrokiem.
Starała się nie rzucać nikomu w oczy, ale nawet nie zaczęła, kiedy zauważyli ją straże króla. Stali przez chwilę wpatrując się tylko w ciemną postać majaczącą na tle speluny, potem jeden z nich szepnął do drugiego:
- To tylko Espia. Ej, młoda! - To krzyknął do Xain. - Nasz pan i władca prosi cię jutro na rozmowy.
Mówiąc to udawał, że kłania się przed kimś. Xain tylko wzruszyła ramionami i potaknęła głową na znak, że rozumie. Potem odbiegła.
Spotkała też inną parę kontrolerów ulic, ale ci raczej nie byli na służbie, lub właśnie ją skończyli. Szli kompletnie pijani, jeden podtrzymujący drugiego, nucąc pod nosem jakaś marną parodię hymnu kraju.
Nie musiała jednak długo tego słuchać, ponieważ dotarła już do następnej speluny, do której weszła od razu trzaskając za sobą drzwiami. Dziś tam spędzi noc.

1 komentarz: