sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział XIII

   Miasto Pod Górą, bo tak nazywała się niewielka mieścina, znajdująca się pod górą Nawie, tętniła życiem. Handlarze przekrzykiwali się na wzajem, wychwalając swoje produkty. Szlachta przechadzała się tam i z powrotem, zafascynowana tym wszystkim, a drobni kieszonkowcy korzystali z okazji, pozbawiając ich zawartości sakiewek.
Nie brakowało tu też wieśniaków, więc trzy zgarbione, zakapturzone, brudne postacie nie zwracały uwagi. Nagle jedna z nich zatrzymała się przy ścianie karczmy i zaczęła się w nią wpatrywać. Dopiero po chwili pozostałe dwie do niej dołączyły.
- Co jest? Trzeba iść dalej - wyszeptał Dwayne ostro, próbując odciągnąć Xain.
- Patrz, zrobili mi za duży nos - zaśmiała się kobieta, wskazując trzy listy gończe, wiszące obok siebie w nierównym rzędzie.
Na jednym z nich był staruszek. Pewnie Antoni, ale był tak niedokładnie narysowany, że nawet najlepszy by się nie domyślił. Obok wisiał marnie narysowany portret Dwayne'a z małym dopiskiem: "Nie ma nogi". Jako ostatni przywieszony był rysunek Xain. Nie wiadomo dlaczego, ten najwierniej oddawał wszystkie szczegóły. Nawet ten nos, który tak nie podobał się kobiecie, był idealny.
- To nie jest śmieszne - warknął Antoni i niedelikatnie popchnął Xain. - Kto w ogóle wpadł na tak genialny pomysł, żeby włazić do tego przeklętego miasta?
- Ty - odparł na to Dwayne wskazując palcem na staruszka, po czym roześmiał się.
Zamiast odpowiedzieć, iluzjonista posłał wielkoludowi spojrzenie, które, gdyby mogło, to by go zabiło. Potem cała trójka przyśpieszyła tempo, żeby opuścić miasto jak najszybciej.
Nie będą jednak jeszcze pakować się na Nawie. Przenocują na jej zboczu, a wyruszą dopiero wczesnym rankiem. I jak planowali, tak zrobili.
Pierwszą wartę objęła Xain, potem Dwayne, a na końcu Antoni. Na szczęście nic się nie działo, więc jeszcze przed świtem mogli ruszać w drogę. Oczywiście najtrudniej szło się wielkoludowi. Kobieta pomagała mu jak mogła. Specjalnie wybrali dłuższą drogę. Była mniej stroma i wygodnie się szło.
Najchętniej zostawiliby Dwayne'a na dole, ale on jedyny znał położenie drugiej bramy. A nie mogli sobie pozwolić na kolejne dni zwłoki.
Już pod wieczór byli blisko drugiej Bramy, zarządzili jednak postój. Nie wiedzieli, co ich czeka na miejscu, więc woleli znaleźć się tam za dnia. Znaczy - Antoni i Dwayne woleli.
- No to może pójdę na zwiad? - zaproponowała Xain, gdy tylko rozbili obóz.
- Nie. - Antoni od razu zaprzeczył. Krótko, prosto i tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Na pewno? Zwiad bardzo by się przydał! - upierała się kobieta, już zbierając się do drogi.
- Zostajesz!
Antoni powstrzymał ją, chwytając za rękę i zatrzymując w połowie ruchu. Twarz miał zaciętą, a w oczach kompletny brak jakichkolwiek uczuć. Nie znali go dobrze, ale i tak to wydało im się podejrzane. O czymś wiedział. Tylko o czym? I to właśnie pytanie zadał mu Dwayne.
- A o czym mam wiedzieć? - zapytał niepewnie Antoni, nie rozumiejąc wielkoluda. Albo udając, że go nie rozumie.
- To ja się pytam - warknął Dwayne. - Coś jest nie tak z drugą Bramą, a ty nie chcesz nam o tym powiedzieć!
- Nie, że nie chcę. Nie mogę.
- Czyli coś ukrywasz! - krzyknęła zadowolona Xain palcem wskazując oskarżycielsko w staruszka. - Mów!
- Mówię, że nie mogę - powtórzył, tym razem wolniej i głośniej.
- A dlaczego?
- Jestem strażnikiem, tak? A strażników obowiązują zasady. Żaden nie może zdradzić, co może was spotkać w następnej Bramie, bo przestaje być strażnikiem - wyjaśnił z rezygnacją w głosie.
Xain zaśmiała się, widocznie z czegoś zadowolona. Dwayne tylko się uśmiechnął pod nosem. Oboje pomyśleli o tym samym. Tylko Antoni nie wiedział o co chodzi, więc prawie bordowiejąc ze złości zapytał ich o to.
- My mamy nagrodę, tak? - zapytała, jakby dla pewności, kobieta.
- Tak, ale co to ma do rze...
- I ty już jej nie strzeżesz! - przerwała staruszkowi z wielkim uśmiechem na twarzy. - I nie jesteś strażnikiem! Czyli możesz nam spokojnie powiedzieć, o co chodzi.
Antoni chwilę się zastanowił. To był argument nie do podważenia. Nagle jednak coś go olśniło. Nie dał tego po sobie poznać, choć w środku cieszył się jak dziecko z cukierka.
- Nie chcę wam zepsuć niespodzianki.

sobota, 20 kwietnia 2013

Rozdział XII

   Antoni machnął dłonią i stał się niewidzialny. Dwayne nie miał zielonego pojęcia, co się właśnie stało, i to na niego szarżowali teraz dwaj mężczyźni. Xain jako jedyna zachowała trzeźwość umysłu. Jednym, płynnym ruchem przeskoczyła przed wielkoluda i wyszczerzyła się wrednie do bywalców karczmy.
Narwin stał w progu. Nie miał zamiaru brudzić sobie rąk, miał od tego ludzi. On tylko zbierze łupy.
Żadne z nich nie miało broni. Jedak to, że Xain była kobietą, a Dwayne kaleką było dużą przewagą dla wrogów. Jednak pomylili się oni w ocenie. Kaleka był zabójczy, a dziewczyna potrafiła zabić spojrzeniem.
Jeden z osiłków skoczył do przodu. Xain zaatakowała. Drugi skorzystał z okazji i podciął nogę Dwayne'owi. Wielkolud upadł i rozległ się niemiły chrzęst. Złamał nogę. Xain siłowała się chwilę z rosłym mężczyzną, ale gdy na pomoc przybył mu ten drugi, już nie miała żadnych szans. Chwycili ją za obie ręce i trzymali w stalowym uścisku, żeby nie mogła się ruszyć. Kobieta była wściekła i szamotała się chwilę, po czym uspokoiła się, żeby nie stracić całej energii.
- Oh, Xain... - westchnął Narwin podchodząc bliżej kobiety z uśmieszkiem satysfakcji na twarzy. - Chyba, że mam ci mówić Espia? - dodał, zerkając bardziej na wielkoluda.
Dwayne zrobił wielkie oczy. Xain odwróciła wzrok w jego stronę, ale tylko na chwilę. Przerażenie i bezradność, która malowała się na twarzy mężczyzny sprawiła, że kobieta prawie się rozpłakała. On musiał wiedzieć, kim jest Espia - donosicielka, zdrajczyni, która ze wszystkimi wiadomościami od razu biegła do króla - taką sławą szczyciła się ta kobieta w Stolicy. A teraz, gdy odkrył kim była, na pewno stracił całe zaufanie do Xain.
Tylko, że on nie wiedział, że Espia tak na prawdę gówno mówiła.
- No dalej - kontynuował Narwin. - Dołącz do mnie. Beznogiego zabijemy, żeby nam nie przeszkadzał, a kolejna zdrada to chyba nic dla ciebie. - Wredny uśmiech wykrzywił mu nie mniej wredną mordę. - Oczywiście, zawsze możesz odmówić. Wtedy zaprowadzimy was do króla, zgarniemy pieniądze, a władca zrobi z wami co chce. Nie radzę jednak, jest wkurzony jak diabli. I uwierz mi na słowo, nie zabiłby was. Oj nie...
Dwayne siedział na podłodze. Teraz był też po części zdenerwowany. Na Xain, na Narwina, na tych dupków, którzy złamali mu nogę. W dodatku dalej nie rozumiał, jak Xain mogła być Espią. Przecież sama zorganizowała tą wyprawę i to na przeciw królowi.
- Xain... - zaczął, zwracając się do stojącej do niego tyłem dziewczyny.
- Potem ci to wyjaśnię - warknęła przez zaciśnięte zęby nie odwracając nawet głowy.
Nawet tej głowy nie podniosła. Wpatrywała się w podłogę, a łzy wściekłości i bólu spływały powoli z jej nosa.
- Oj nie, nie będzie żadnego potem - syknął młody mężczyzna podchodząc do dziewczyny i niedelikatnie podnosząc jej głowę do góry tak, żeby móc spojrzeć jej w oczy. - Idziesz z nami sama, albo z nim do króla.
Kobieta uśmiechnęła się, czując jak osiłki ją puszczają. Narwin nie zrozumiał tej wesołości, gdyż też niczego innego poza twarzą dziewczyny nie widział. A to Antoni zaczekał na odpowiedni moment i wbił znaleziona gdzieś sztylety do obu mężczyzn. Tamci padli bezwładnie na podłogę, ale jeszcze nie umarli. Będą się tu długo wykrwawiać. Xain skorzystała z okazji i odrzuciła na ścianę chłopaka jednym, potężnym kopem w brzuch. Narwin zwinął się z bólu i zaczął cicho pojękiwać w kącie, wypowiadając od czasu do czasu mocne przekleństwa posyłane w stronę dziewczyny.
- Zwijamy się - zarządziła. - Na pewno nas słyszeli i zaraz zleci się tu cała karczma.
Po czym bez zbędnych słów razem z Antonim wzięli Dwayne'a na ręce i rzucili z okna. Xain na początku tego nie rozumiała, ale w czasie nieobecności staruszka zdążył on przygotować transport i podstawić go pod okno.
Zaraz za wielkoludem wyskoczył Antoni, a na końcu Xain, starannie zamykając za sobą drewniane okiennice. Gdy tylko wylądowała staruszek szarpnął lejce i dwa gniade koniki popędziły w stronę granic miasta.
Kobieta miała rację. Już po kilku minutach do pokoju wbiegli karczmarz, karczmarka a za nimi moczymordy z Dominik na czele. Ci pierwsi od razu rzucili się na pomoc umierającym, a Dominik, trochę chybocąc się na wszystkie strony, podeszła do Narwina.
- Mówiłam ci, debilu, żebyś poczekał - wyrzuciła z siebie zaraz nad twarzą chłopaka, dmuchając na nim śmierdzącym od trunku oddechem.
- Na co miałem poczekać? Aż uciekną? I miałem odebrać sobie tą satysfakcję uświadomienia Dwayne'owi, że Espia to Xain? - wymamrotał Narwin uśmiechając się niewyraźnie, ale chytrze i wrednie.
- Jesteś zwykłym idiotą.

* * *

Po godzinie jazdy dopiero padło pierwsze słowo. Ale nie wypowiedział go Antoni, który cały czas dzielnie powoził wóz z niesfornymi konikami, które raczej nie były do tego przyzwyczajone. Nie Xain, która siedziała cicho w kącie furmanki i w myślach obwiniała się o wszystko, a Dwayne. I to krótkie pytanie skierował właśnie do tej obwiniającej się Xain.
- Dlaczego?
Jego głos był słaby. Wciąż jeszcze nie dopuszczał do siebie tej myśli, że dziewczyna mogłaby być Espią. Xain podniosła głowę i spojrzała wielkoludowi głęboko oczy takim wzrokiem, jakim niewinni patrzą na swój stryczek. Odetchnęła głęboko i wysiliła się na odpowiedź.
- Dwayne, ja to robiłam dla dobra wszystkich. Nie kablowałam. Wszystko co mu mówiłam jako Espia było zmyślone. Za to on dzielił się ze mną prawdziwymi informacjami. Możesz mi nie uwierzyć, ale ja teraz nie mam już nic wspólnego z królem.
- Ja tam jej wierzę - rzucił przez ramię Antoni. Uważał, że ta panienka zasługuje na zaufanie, mimo jej nieciekawej przeszłości.
- Ja chyba też - dodał Dwayne i uśmiechnął się delikatnie.

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział XI

   - A powiesz mi chociaż, jak zrobiłaś te ślady w Wyjących Wichrach? - zapytał Dwayne Xain w drugi dzień siedzenia w pokoju i nic nie robienia.
- Przecież mówiłam ci już, że to nie ja! - krzyknęła kobieta, zamykając za sobą drzwi.
Była na zwiadzie. Narwin i Dominik wciąż siedzieli w tym samym przybytku i nie mieli najmniejszych zamiarów go opuszczać. Udało jej się nawet porozmawiać z Dominik. Przebrała się w wieśniaka, a jako że zdrajczyni miała wielkiego kaca, więc nie zorientowała się, z kim rozmawia. Xain za to dowiedziała się, że idą oni śladem jej i Dwayne'a, i że pójdą tak aż do ostatniej bramy, a potem ich wybiją i ukradną Nagrody.
- No to kto? - dopytywał się wielkolud.
- Już myślałem, że nie zapytasz - odparł wesoło jakiś trzeci głos.
Na początku Xain przestraszyła się, bo pomyślała, że to głos Narwina. Przerażenie jednak szybko ustąpiło. Narwina znała od piętnastu lat, i to na pewno nie był jego głos. Mimo to wydał jej się znajomy...
- Antoni? - zapytała cicho. Narwin był w swoim pokoju, nie chciała ich zdradzić.
- Bingo! - odparł na to staruszek, materializując się przed dziewczyną. - Idę z wami od samego Portu.
- A... Antoni! - Dwayne dopiero teraz okrył, co się dzieje. Co wcale nie znaczy, że cokolwiek rozumiał. - To ty zrobiłeś te ślady?!
- Tak - powiedział uśmiechnięty i dumny z siebie starzec. - Chociaż wolę to nazwać "uratowanie wam tyłków".
Antoniemu nie spodobało się to, że śmiał się tylko on, więc szybko umilkł. Ciszę, jaką nastała, można było nożem kroić. Dwayne dalej niczego nie rozumiał. Xain znowu rozumiała wszystko. Antoni ich śledził, czyli miał do nich jakąś sprawę. A może on też chce ich obrobić z Nagród? Nie... Gdyby chciał, to nie pokazywałby im się tak wcześnie. Więc czego on chce?! Bez owijania w bawełnę, zadała mu to pytanie.
- Chcę wam pomóc - odpowiedział Antoni całkiem spokojnie. - Mam kompletnie dość obecnego króla, a jako że nadarzyła się okazja pozbycia się go: skorzystałem z niej.
- Zaraz moment... - do rozmowy włączył się wielkolud. - Niby po czym wnioskujesz, że chcemy się pozbyć władcy?
Razem z Xain zwrócili podejrzliwe spojrzenia w stronę staruszka. Nie zdradzali mu przecież, po co im Nagrody. Skąd ten stary pryk wiedział o nich tak dużo?! Zrobił im pranie mózgu czy co? Nic nie trzymało się kupy.
- Łatwo było się tego domyślić - rzucił niedbale Antoni, rozsiadając się wygodnie na skrzypiącym łóżku. - Kiedy zostawiliście tego młodego, co to kablował na was królowi, wiedziałem już wszystko.
- A skąd ta pewność, że my też nie jesteśmy od króla? - dopytywała się dziewczyna, podnosząc jedną brew do góry.
- Gdybyście byli od króla, to pewnie zabilibyście mnie od razu - odpowiedział swobodnie i położył się.
- To skoro tak wiele wiesz - zaczęła Xain pewna siebie - to pewnie domyślasz się, że jeśli nie przestaniesz się tak drzeć, to całą misję weźmie cholera, ponieważ jesteśmy całodobowo podsłuchiwani?
Antoniemu zrzedła mina. "Udało się!" - krzyczała Xain w duchu. Staruszek wydawał się taki wszechwiedzący, a tak na prawdę nie miał zielonego pojęcia o niczym.
Dwayne ukrył uśmiech. Antoni wydał mu się zbyt rozgadany i pewny siebie. Xain nie musiała wyprowadzać go z błędu tak łatwo. Kiedyś sam źle by na tym wyszedł, i może trochę się zmienił. A tak? Na chwilę będzie spokój, a potem przedstawienie zacznie się od początku.

* * * 

- Idę na dół! - krzyknęła Dominik, zapinając ostatni guzik opończy i otwierając cicho drzwi.
Wydało jej się dziwne, że Narwin wciąż siedzi przy wnęce w ścianie, ale cóż... Ten chłopak był dziwny. I miał do tego prawo: był księciem. Cholernym księciem!
- Znowu się spijesz jak świnia, a potem będziesz narzekać na kaca? - zapytał chłopak nie odwracając nawet głowy w stronę dziewczyny.
- Nie - odpowiedziała szybko Dominik obojętnym, wręcz nieprzyjemnym tonem głosu.
- No to co? - rzucił na to Narwin trochę pogardliwie. - Puścisz się za informacje?
Ostatnio nie byli w najlepszych stosunkach. byli w tym mieście dopiero drugi dzień, a już zdążyli pokłócić się siedem... A nie! Osiem razy. Większość sporów wygrywał Narwin, gdyż, niezbyt elegancko, atakował zawód kobiety, za co tamta chciała mu po prostu przywalić. Tym razem jednak wyszczerzyła się do Narwina i posłała w jego stronę ripostę, nad którą myślała przez ostatnią godzinę.
- Puściłabym się z każdym, tylko nie z tobą. Choćbyś mi nie wiadomo ile zapłacił!
Po powiedzeniu tych zdań wyszła, trzaskając za sobą drzwiami. Chłopak tylko uśmiechnął się sam do siebie, zupełnie nie ruszony uwagą kobiety. To była zaleta mężczyzn. Mają gdzieś to, co inni o nich mówią. A baby przejmują się byle pierdołą. Teraz jednak Narwin nie miał czasu na zajmowanie się takimi błahymi sprawami. Dominik, jak zatęskni, to wróci. A u Xain i Dwayne'a pojawił się ktoś trzeci, i to go teraz najbardziej interesowało.
Minuty mijały nieubłaganie, a on dalej nie mógł zidentyfikować trzeciego głosu. Jednak to, co mu powiedział było interesujące. Chłopak postanowił wynająć kilku osiłków i od razu rozprawić się ze zdrajczynią i beznogim. Dominik pewnie nie pochwaliłaby tego pomysłu, ale ona pewnie teraz zabawiała się w najlepsze z byle idiotą, który wmówił jej, że wie kto to Xain i Dwayne.
Udało mu się namówić dwóch nieogolonych osiłków, którzy zgodzili się mu pomóc za trzy kufle piwa na głowę. Razem weszli po schodach na górę. Zajęło im to trochę czasu, gdyż wynajęci mężczyźni nie byli całkiem trzeźwi, ale gdy już doszli Narwin poczekał chwilę na odpowiednią chwilę, po czym kopnął w drzwi i wparował do pokoju z szalonym uśmieszkiem satysfakcji malującym się na twarzy.

* * *

- E tam... - rzucił Antoni, machając niedbale ręką, a uśmiech w momencie wrócił na jego twarz. - Na pewno tego nie słyszeli.
- Na pewno? - zapytał Narwin, a potem dwóm towarzyszącym mu osiłkom rozkazał. - Brać ich. Możecie ich zabić, ale to co mają należy do mnie!

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział X

   Dwayne był zdziwiony. Zdziwiony, i nie miał pojęcia, co ma ze sobą zrobić. W głowie kłębiło mu się od myśli i pytań. Uciekać? Zostać tutaj? Zabić zdrajców i mieć ich z głowy? Zaczął nerwowo stukać laską w drewnianą podłogę.
- Co robimy? - zapytał w końcu.
Xain odeszła powoli od drzwi. Wykonywała przy tym takie ruchy, jakby bała się, że drzwi runą zaraz na nią. Ściągnęła z siebie kieckę, która tak ją denerwowała, i rzuciła nią niedbale na stare łóżko, które zaskrzypiało.
- Zostajemy - odparła. - Musimy odpocząć. Jeśli tego nie zrobimy, to daleko nie zajdziemy. A Dominik i Narwina będziemy starać się unikać.
- Czyli będziemy siedzieć na tyłku, żeby czasem nas nie zauważyli? - zapytał ironicznie wielkolud, niezbyt zadowolony z propozycji Xain.
- Chociażby - rzuciła kobieta.
Rozejrzała się nieprzychylnym wzrokiem po całym pomieszczeniu. Dokładnie obejrzała każdy kąt i każdy mebel. Podłoga była zrobiona z porządnych desek, które jednak z wiekiem straciły swoją trwałość. Łóżko pewnie sklecił sam karczmarz, używając tego, co było pod ręką. Podobnie stolik - o ile tak można nazwać kupę desek poukładanych na kształt stolika - i dwa nieduże zydle. Tylko szafa była porządna. I to wydało się dziewczynie najdziwniejsze. Podeszła do niej o starała się otworzyć drzwi.
Oczywiście ani jedno, ona drugie skrzydło nawet nie drgnęło. Xain kopnęła więc z impetem w drzwi, tamte jednak się nie ugięły. Jeszcze raz dokładnie obejrzała mebel i zaśmiała się z własnej głupoty.
- Z czego rżysz? - zapytał Dwayne, dalej trochę wściekły.
- Jesteśmy podsłuchiwani - wyszeptała. - To podsłuchiwaczka, atrapa szafy. Dzięki niej goście z sąsiedniego pokoju mogą nas do woli podsłuchiwać. Zazwyczaj takie rzeczy robi się za obrazami, ale widocznie stało się to zbyt popularne.
- A kto mieszka w pokoju obok? - dopytywał się wielkolud.
- Jany gwint! - Xain momentalnie się uspokoiła. Wręcz przeraziła. - Dominik i Narwin!

* * *

Dominik bawiła się pustym kuflem po piwie, siedząc przy rozsypującym się stoliku obok Narwina. To było już jej trzecie piwo dzisiaj, więc kobieta nie była całkiem trzeźwa. Chłopak wręcz przeciwnie, ale nie odważył się przerwać kobiecie, która właśnie zamawiała kolejny kufel.
- Pszeciesz to jeszt besz szenszu! - wymamrotała, kiwając głową na wszystkie strony. - Nigdy ich nie sznajdziemy... Poszbierają wszysztkie nagrody i szabiją króla...
- Od kiedy jesteś pesymistką? - zapytał Narwin uśmiechając się, i gestem głowy zabraniając karczmarzowi podawania kobiecie kolejnego kufla z piwem.
- Peszymisztką? Ja nie jesztem peszymisztką! Ja tylko mówię prawdę!
- Ależ oczywiście. To może teraz pójdziemy mówić prawdę do pokoju?
- Dlaszego? Alesz tu jeszt tak miło... - odparła i nagle zasnęła, wcześniej bezwładnie uderzając głową w stolik.
- Cholera... - wymamrotał chłopak.
Podniósł kobietę i przerzucił ją sobie przez ramię, zupełnie jakby była workiem kartofli. Wspiął się z nią po wysokich schodach i niedbale położył ją na łóżko, gdy byli już w pokoju. Nagle usłyszał czyjeś przyciszone głosy za ścianą. Rzucił poduchę w stronę Dominik, żeby zagłuszyć jej chrapanie i podszedł do źródła dźwięku. Okazała się nim wnęka w ścianie. Przycisnął ucho do wilgotnego drewna i zaczął słuchać.
- Nie możliwe... - odparł męski głos.
- Możliwe, możliwe - odpowiedziała na to jakaś kobieta. Powiedziała coś jeszcze, ale tego już Narwin nie usłyszał.

* * *

- Czyli wracamy do punktu wyjścia - westchną niezadowolony Dwayne. - Siedzimy na tyłku i się nie odzywamy przez całe trzy dni?
- Dokładnie! - powiedziała na to Xain, uśmiechając się. - Chociaż dwa powinny wystarczyć.
Mówili przyciszonym głosem, siedząc na łóżku, które skrzypiało przy każdym ich ruchu. Starali się trzymać jak najdalej od podsłuchiwaczki. Dziewczyna domyślała się, że to piętro było kiedyś burdelem, a pokój, w którym spali Narwin i Dominik był pokojem ochroniarza. Dzięki podsłuchiwaczce mógł wiedzieć wszystko o tym, co dzieję się w sali obok.
- A mogę chociaż wyjść na piwo? - poprosił Dwayne i spojrzał na Xain błagalnym wzrokiem.
- Nie! - odparła stanowczo dziewczyna. - Jeszcze mi teraz trzeba tylko tego, żebyś się schlał jak świnia i pozwolił, żeby cały plan cholera wzięła. Nigdzie nie idziesz!
- Sadystka - warknął mężczyzna.
- Też cię lubię - odparła wesoło Xain. - Ja śpię na ziemi, ty jesteś stary, więc masz prawo korzystać z łóżka - dodała wcale nie złośliwie, choć wielkolud tak to odebrał.
- Odezwała się! No ile ty możesz mieć lat, hm? Czterdzieści - odgryzł się mężczyzna.
- Dwadzieścia, kochany. Dwadzieścia - rzuciła kobieta, kończąc kłótnię.

_________________________________________________
Wszystkie błędy w wypowiedzi Dominik 
były zamierzone!