Dwójka towarzyszy własnie przekroczyło Rzekę. Teraz zbliżali się do Wyjących Wichrów - doliny, w której zawsze wieje wiatr. Poruszali się niewiarygodnie wolno, ale uparcie. Xain z zaciętą miną siedziała z przodu i powoziła. Dwayne z tyłu bawił się uchem od torby, zupełnie nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Emocje po zdradzie Narwina już opadły, i teraz nastała tylko zwykła monotonia. Stuk końskich kopyt był jedynym dźwiękiem w okolicy.
Zjazd do doliny był dość stromy. Prowadziła da niej wąska ścieżka leśna, pełna kamieni i połamanych patyków. Konie nie dałyby rady ciągnąć tędy wozu. Same miałyby problem zejść. Ale to była najbezpieczniejsza droga do gór Kupa.
Xain odwiązała konie i pozwoliła im odbiec. Pusty wóz porzuciła na skraju zejścia, zabierając z niego wszystkie rzeczy. Oczywiście większość z nich odebrał jej Dwayne, ale i tak nie było im lekko. W połowie drogi na dół w torbach mieli już tylko hubkę, krzesiwo i pozostałości jedzenia, które pożyczyli od Antoniego.
Wieczorem byli już na dole. Zostali tam aż do rana, gdyż była to ostatnia, cienka bo cienka, warstwa drzew. Dalej rozciągało się bezkresne pustkowie.
Pierwszą wartę obrał Dwayne. Wtedy nic się nie działo. Xain obudziła się sama i bez słowa zmieniła towarzysza. Usiadła na jednym z najwyższych drzew w tej okolicy (co wcale nie znaczy, że było wysokie, mogło mieć może z dziesięć stóp), i bawiła się gałązką. Z zamyślenia wyrwał ją tętent kopyt gdzieś na górze. Schowała się między miernym listowiem i starała się wypatrzeć intruzów. było jednak zbyt ciemno, a nieznajomi stali zbyt daleko. Jednak z odgłosów, jakie wydawali można było wywnioskować, że jest ich dwóch. Kobieta i mężczyzna.
- Narwin i Dominik - wyszeptała dziewczyna zdenerwowana.
Jednym, płynnym ruchem zeskoczyła z drzewa i wylądowała zaraz obok towarzysza. Zatkała mu dłonią usta i obudziła go. W dwóch zdaniach rozrysowała mu sytuację i kazała wspiąć się na drzewo. Wielkolud nie był zadowolony, ale posłusznie wypełnił polecenie.
Gdy przycupnęli na grubej, dębowej gałęzi, usłyszeli dźwięk, który brzmiał, jakby ktoś ześlizgiwał się ze zbocza góry. Xain uśmiechnęła się w duchu, domyślając się, że pewnie zdrajcom zachciało się zjeżdżać ze skarpy konno. Usłyszeli też Narwina, który głośno wyrażał swoje niezadowolenie.
- Zamknij się idioto, bo nas usłyszą! - warknęła Dominik, w porę zeskakując z konia, zanim tamten się przewrócił.
- Ich tu nie ma - fuknął Narwin i spróbował się wygrzebać spod zwierza, które przewracając się przygniotło chłopaka al teraz wierzgało bezradnie kopytami. - Na pewno idą nocą, żebyśmy ich nie znaleźli.
- Wierz mi, Xain nie jest aż tak głupia, żeby pchać się na Wyjące Wichry w środku nocy. Mogę się założyć, że gdzieś tu są.
- A co jeśli zrezygnowali z przeprawy przez te pustkowia? - Głos chłopaka był pełen wątpliwości.
- Albo jesteś ślepy, albo po prostu głupi - zaśmiała się Dominik. Jej śmiech przyprawił Xain o mdłości, nienawidziła tego dźwięku. Był taki słodki i... fałszywy. - Zostawili wóz na górze. Pewnie pomyśleli trochę, nie tak jak ty, i konie też puścili wolno.
- Tak, najlepiej zwalić wszystko na mnie! - wykłócał się Narwin, co obu towarzyszy urzędujących na drzewie rozbawiło. - To ty chciałaś je zabrać na dół.
- Zobacz, ślady! - krzyknęła zadowolona z siebie dziewczyna, ignorując Narwina. - Mówiłam, że poszli dalej!
- Ty mówiłaś?! - oburzył się Narwin, jednak Dominik znów udała, że go nie słyszy.
- Prowadzą prosto na Wyjące Wichry. Czyli jednak poruszają się w nocy. Ha! Miałam rację!
Dziewczyna śmiała się wrednie. W końcu pomogła wstać Narwin'owi i razem podnieśli konia. Dosiedli swoich wierzchowców i odjechali kłusem w stronę pustkowia prowadzeni jakimiś śladami.
Dwayne i Xain zeskoczyli razem z drzewa. Chwilę stali prosto i poważnie się na siebie patrzyli. Nie mogli jednak wytrzymać i wybuchnęli śmiechem, który jednak szybko stłumili dla bezpieczeństwa. Nie mogli uwierzyć w to, że zdrajcy nie zobaczyli niedopałków z ogniska i porzuconych z boku toreb z jedzeniem.
- Nie wiem, jak to zrobiłaś, czarownico, - zaczął Dwayne - ale pomysł ze śladami był genialny.
- Ale... Ale to nie ja! - powiedziała szybko Xain, zaskoczona domysłami wielkoluda.
- Gadaj sobie, gadaj, a ja swoje wiem. To co robimy?
- Na razie idziemy spać.
- A potem? - zapytał Dwayne lekko zażenowany.
- Wstajemy - rzuciła i roześmiała się głośno. Gdy wielkolud spiorunował ją wzrokiem, dodała: - Pójdziemy skrajem doliny, tym lasem. Zajmie nam to więcej czasu, ale przynajmniej będziemy mieli pewność, że nikt nas nie dorwie.
Jestem ciekawa, kto zrobił te ślady. Nie podejrzewałam wcześniej Narwin'a o taką głupotę :)
OdpowiedzUsuńZ kolei Xain bez przerwy mnie zaskakuje ;)
Zostałaś nominowana przeze mnie do The Versatile Blogger Award!
Zapraszam do mnie na http://daughter-of-destiny-przeznaczenie.blogspot.com.