sobota, 23 lutego 2013

Rozdział IV

   Na miejscu pierwsza zjawiła się Xain. Siedziała na niewielkim wozie, którego ciągnęły dwa czarne konie. Miała na sobie męskie ubranie, półdługie włosy zaplotła w zwykły kok. Oprócz tego miała na sobie obszerny, stary, brązowy płaszcz. Ogólnie robiła wrażenie zwykłego wieśniaka, gdyż rysy twarzy ukryła pod cienką warstwą brudu.
Stanęła z boku, przeszła na tył wozu i tam wygodnie usiadła, czekając na resztę. Do wschodu słońca było jeszcze dużo czasu, więc dziewczyna przymknęła oczy i zapadła w drzemkę, z której po kilku minutach wyrwały ją kroki. Brzmiały dziwnie: tup, stuk, stuk, tup, stuk, stuk. Zupełnie jakby ktoś miał jedną nogę i dwie laski. Dopiero po chwili przypomniało jej się, że to pewnie Dwayne.
- Przepraszam, nie widział pan może takiej młodej damy? - zapytał, podchodząc do wozu.
- Takiej młodej damy, co to miał pan z nią w podróż wyruszyć? - odparła Xain podnosząc się z grubych desek wozu. Zauważyła też, że zza bramy wychodzi też Narwin. Byli więc w komplecie.
- Xain? - Dwayne nie mógł się nadziwić. - Po co ta maskarada?
- Dla bezpieczeństwa - rzuciła krótko, zeskakując z wozu. - Witaj, Narwinie! - przywitała chłopaka.
- Skąd masz ten wóz i konia? - zapytał Narwin, nie odpowiadając na przywitanie.
- Pożyczyłam od przyjaciela - odparła Xain, głaszcząc konia po grzbiecie.
- A czy ten przyjaciel o tym wie? - zadrwił Dwayne.
- Lepiej zapytaj, czy ten przyjaciel ją zna - dodał Narwin bardzo z siebie zadowolony.
- Ależ oczywiście, że mnie zna! Przecież już kilkakrotnie coś od niego pożyczałam!
Dwayne i Xain zaśmiali się, a Narwin tylko zdenerwował. Po kilku minutach jednak już wszyscy siedzieli w wozie i jechali w kierunku północnym, prosto do Portu. Xain, siedząc na ławce i prowadząc wóz obliczyła, że powinni dojechać w czasie trzech dni. Niby mieli do pokonania ponad pół Krainy, ale nie jest ona jakaś bardzo rozległa. Licząc samą drogę, będą musieli jechać dwadzieścia dni. Oczywiście nie wliczając pobytu w miastach, poszukiwania Bram i wykonywania zadań. A i tak wyprawa zdawała się być bardzo krótka.
Zatrzymali się dopiero w nocy. Konie nie były bardzo zmęczone, bo jechali dość wolno. Ale i tak potrzebowały snu, żeby móc jutro ruszyć dalej.
Dwayne rozpalił ognisko, Narwin poszedł na zwiad, a Xain starała się upolować coś na kolację. Cały dzień jedli tylko suchy chleb. Na szczęście udało jej się złapać otyłego królika, którego zostanie im pewnie na kolejne dwa posiłki.
Kiedy resztki królika wędziły się z boku Dwayne postanowił zadać młodym towarzyszą zagadkę.
- Jestem ciągle głody i trzeba mnie karmić. Dotknięty palcem szybko ubarwiam na czerwono. Czym jestem? - zapytał.
Był pewny, że dziewczyna zgadnie. Wydała mu się najinteligentniejsza z całej grupy. I nie mylił się. W końcu odpowiedź mieli przecież przed nosem.
- Ogień, to proste - odparła po chwili zastanowienia Xain.
- Ale to nie ma sensu! - krzyknął Narwin.
- Bez sensu to jesteś ty - rzuciła kobieta. - Głodny jest, więc karmisz go dorzucając drwa. A jak go dotkniesz, to pozostawia czerwone ślady, czyli oparzenia. Tylko nie radzę sprawdzać! - dodała, jakby bała się, że Narwin na prawdę mógłby zrobić coś tak głupiego.
- Biorę pierwszą wartę - powiedział tylko chłopak, jakby nie usłyszał uwagi dziewczyny.
Xain uśmiechnęła się pod nosem. Podobnie jak Dwayne. Ale nie powiedzieli nic więcej. Tylko dziewczyna rzuciła szybko, że ona weźmie drugą. Siłą powstrzymała się od rzucenia kolejnej zgryźliwej uwagi. Zamiast tego wspięła się na drzewo i tam zasnęła lekkim snem, jak zawsze.
Dwayne ułożył się wygodnie w wozie i zasnął od razu. Poznać to można było po tym, jak głośno chrapie. Jednak zamilkł po chwili, gdyż dostał w twarz dużym i ciężkim kawałkiem kory.
- Co jest, do cholery jasnej?! - ryknął, niezbyt zadowolony Dwayne.
- To ja się pytam - odkrzyknęła Xain, nie schodząc z drzewa. - Chrapiesz jak stara szkapa. Zamknij się, bo tej kory tu mam więcej!
- Młodzi, zero szacunku dla starszych... - wymamrotał mężczyzna i obrócił się na drugi bok.
- Mogę mieć mniej, tu są też kasztany - dodała Xain, a potem nie powiedziała już nic.
Tej nocy nie wydarzyło się nic ciekawego, oprócz tego jak Xain rzuciła kasztanem, ale tym razem w Narwina, ponieważ zasnął na warcie. Dostał prosto w oko, gdzie potem wyrosła mu piękna, wielka, fioletowa śliwa.
Podobnie przez następne cztery wieczory; nic się nie działo. A Xain musiała sobie radzić bez kasztanów, ponieważ w pobliżu nie rosły takie drzewa.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział III

   Nie, nie, nie... - Narwin powtarzał to w kółko już od kilku minut. Przed chwilą Xain opowiedziała mu wszystko, co robiła do tej pory.
- Tak, tak, tak! - przerwała mu w końcu kobieta. - Przestań biadolić! Zachowujesz się jak...
- Nie! - Narwin krzyknął. - Ty... Ty jesteś zdrajcą! I to dla obu stron. To... To... To mi się w głowie nie mieści!
- Stul pysk, bo jeszcze ktoś usłyszy - warknęła, zasłaniając dłonią twarz mężczyzny. - Przecież mówię, że nic im nie powiedziałam! Ale ten idiota mi zaufał. - To mówiąc uśmiechnęła się wrednie i puściła Narwina.
- No to czego się dowiedziałaś? - rzucił z ignorancją w głosie.
- Zapytaj lepiej, co pożyczyłam - nie czekając na reakcję przyjaciela kontynuowałam, ale tym razem ciszej. - Mam księgę. W tej księdze jest opisane coś bardzo ciekawego.
Wyciągnęła z torby niewielki, stary tomik z małą, drewnianą chatką na okładce. Nie miała tytułu, a na jej dziesięciu stronach było niewiele tekstu. Na samum końcu była mapa całej Krainy Jednej Rzeki i fragment Imperium Kotako. Chłopak przyjrzał się jej dokładnie. Trzy miejsca były zaznaczone małymi krzyżykami, narysowanymi widocznie przez Xain.
- Co to? - zapytał Narwin, wskazując punkty.
- Miejsca Bram. - Chłopak posłał jej pytające spojrzenie. - Tak nazywają się miejsca, w których należy wykonać zadania. Jeśli wykona się je w odpowiedniej kolejności, nagrody złożone do kupy mogą wszystko. Moglibyśmy wykorzystać to do zwrócenia niepodległości Krainie!
- Dobra, dobra. Ale jaka jest ta kolejność?
- To ukrywała bardzo prosta zagadka. Już wszystko zaznaczyłam na mapie. Najpierw udamy się do Portu. - Palcem wskazała spore miasto nad brzegiem Morza Błękitnego. - W lasach dookoła znajduje się pierwsza Brama: siły. Następnie będzie trudniej, ponieważ druga Brama, szybkości, znajduje się gdzieś w Górach Kupa. - Teraz przejechała palcem przez całą mapę i zatrzymała go dopiero na rysunku gór. - Ostatnia gdzieś  w okolicach Międzyrzecza, a sprawdza ona inteligencję. Po odebraniu wszystkich nagród musimy wrócić do Stolicy. Wiem, że chodzenie tam i z powrotem jest bez sensu, ale tak trzeba.
- Więc kiedy ruszamy?
Narwin stracił zaufanie do Xain, ale taka szansa nie trafia się codziennie. Przez tą jedną podróż musi chociaż spróbować wytrzymać z tą kobietą. A zadając to pytanie potwierdził swój udział w wyprawie, i nie miał zamiaru się wycofywać.
- Wybaczcie, ale chyba podsłuchałem waszą rozmowę - powiedział jakiś mężczyzna, który podszedł do Xain i Narwina, kiedy oni kończyli rozmowę.
Miał krótko przycięte, ciemne włosy, był wysoki i dobrze zbudowany. Jego twarz pokrywały masy blizn. Nie miał lewej nogi, jednak do znajdującego się nad kolanem kikuta przyczepioną miał protezę. Opierał się na dobrze ociosanej lasce. Uśmiechał się do pary rozmawiających towarzyszy.
- I chyba chcę iść z wami - dodał, siadając obok Narwina.
- Kim jesteś? - zapytała Xain, odruchowo sięgając po sztylet.
- Spokojnie panienko, jestem z wami. A nazywam się Dwayne. Chcę wam pomóc.
- Nie wiemy, czy możemy ci zaufać. - Do rozmowy włączył się Narwin.
- Jak wam mam to udowodnić? - Dwayne wydał się zmartwiony. - Mam dość siedzenia w miejscu. I mogę wam się przydać. Wiem gdzie jest druga Brama.
- A to niby skąd? - kobieta włożyła sztylet z powrotem do cholewy buta.
- Byłem tam. Słyszałem o bramach i sam próbowałem zdobyć nagrody. Jednak od razu Dozorca odprawił mnie z kwitkiem, mówiąc, że zacząłem od złej Bramy. Porządny facet, nie ma co...
- Dobra, weźmiemy cię - odparła Xain.
- Tak, oczywiście! Może weźmy jeszcze Dominik? - Narwin trochę się zdenerwował.
- Prędzej wzięłabym samego króla ze sobą. I głośniej się drzyj, proszę bardzo. Wtedy pójdziemy tylko ja i Dwayne, bo ciebie zamkną!
Dziewczynę irytował Narwin już od rana. Albo on miał zły dzień, albo ona. Dwayne przyglądał się całej scenie z lekkim rozbawieniem, ale nic nie mówił. Już cieszył się z nadchodzącej wyprawy. Może nie jest najszybszy, ale silniejszego od niego to ze świecą szukać. Po zebraniu wszystkich nagród powinni znaleźć też następcę tronu, ale tym zajmą się później.
W jego głowie już rysował się plan całej wycieczki. Lubił to. Często tworzył plany ataków lub innych, nawet zwykłych czynności. Lubił też zagadki. Ale teraz najważniejsza była wyprawa.
- Więc kiedy wyruszamy? - zapytał, przerywając kłótnię młodych ludzi.
- Ja mogę ruszać już, mam wszystko - odparła dziewczyna.
- Ja też - dodał Narwin.
- Czyli wyruszamy teraz? - bardziej powiedział, niż zapytał mężczyzna.
- Jutro, teraz jest już za późno. Jutro, przed wschodem słońca przy wschodnim murze - zarządziła Xain i nie żegnając się z nikim wyszła.

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział II

   Ciekawi mnie tylko jedno - zaczął Narwin siedząc naprzeciwko Xain przy ognisku. - Skąd ty tak dużo wiesz o życiu? Wydawałoby się, że taka mała sierotka zginie, a ty nawet polujesz!
- Wychowywałam się z chłopcami. Kiedy byłam mała w okolicy nie było żadnej dziewczynki w moim wieku, więc bawiłam się z przyjaciółmi w zwiadowców i szpiegów. Byłam w tym najlepsza - odparła dziewczynka ze smutkiem na twarzy wspominając dawne lata.
To był trzeci rok od ucieczki Xain i straty rodziców. Razem z Narwinem od dwóch lat błąkali się po kraju szukając dla siebie miejsca. I nikt by nie pomyślał, że niska postać, która bez problemu łapie zające i sprawnie umyka przed strażą to ośmioletnia dziewczynka. W dodatku miała pod opieką niewiele starszego chłopca, księcia dawnej krainy Jednej Rzeki, który nie był jednym z najsprawniejszych osób.
- Ale ty miałaś wtedy tylko pięć lat! Nikt w takim wieku nie przeżyłby dłużej jak tydzień.
- A ty jesteś ode mnie starszy i w dodatku jesteś chłopcem, a zachowywałeś się jak trzyletnia dzidzia - zaśmiała się dziewczynka, skutecznie próbując zamknąć twarz młodzieńcowi.
- Jak myślisz, długo będziemy się tak błąkać? - zapytał po kilku minutach milczenia.
- Aż nie przestaniemy. Biorę pierwszą wartę - zarządziła i przygasiła ognisko.
Narwin zasną z myślą, że to niemożliwe, żeby taka mała dziewczynka tak dobrze sobie radziła. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało...


* * *

Noc minęła szybko. Tym razem obyło się bez kolejnych awantur. Ale Xain nie mogła narzekać na brak wrażeń. Bowiem teraz kroczyła przez korytarz zamku króla. Straże, stojący przy każdych drzwiach śledzili jej każdy krok. Niektórzy zerkali na nią nieprzychylnie, a czasem nawet któryś z uznaniem skłonił delikatnie głowę. Ci drudzy to siłą zaciągnięci rycerze, których król kazał rekrutować zaraz po zaborach.
Xain nie przejmowała się dworską etykietą czy czymś w tym stylu. Z impetem popchnęła masywne drzwi prowadzące do sali głównej i wmaszerowała bezczelnie rzucając tylko w stronę króla krótkie:
- Witaj, królu.
Oczywiście tak jak zawsze nikt nie pokusił się o to, żeby przygotować jej coś, na czym mogłaby usiąść. Podeszła więc dość blisko do władcy i stanęła z lekceważącą miną.
- Co tym razem?
- Espia, trochę szacunku! - krzyknął jeden z doradców króla.
- Spokojnie, Edwardzie. Nie przyzwyczaiłeś się jeszcze? - zapytał retorycznie król. - No więc, co nam opowiesz, kochanieńka?
- Że dalej nie wiem, dlaczego mówisz do mnie per "kochanieńka". Nazywam się Espia, i chyba mówię ci to za każdym razem.
- Wiesz, że nie o to chodzi - warknął król. Dziewczyna powoli zaczęła wyprowadzać go z równowagi.
- Ależ wiem, "kochanieńki" - zadrwiła. - Ale z mojej strony nie mogę ci powiedzieć nic nowego.
- Ta sytuacja powtarza się od roku. I nie podoba mi się to. Wydaje mi się, że coś kręcisz.
- Ja? - Xain udała urażoną. - Jak bym mogła!
- Mogłabyś, nie mydl mi tu oczu - rzucił król uśmiechając się chytrze.
"A żebyś wiedział, żebym mogła - pomyślała. - I ty nawet nie wiesz, że już dawno jesteś moją ofiarą"
- A co ty powiesz mi? - zapytała, zmieniając temat.
- A co ja ci mogę powiedzieć? Za niedługo znów podwyższę podatki, ponieważ trzeba wyremontować królewską saunę, a dużo pieniędzy musiałem wydać na zrzucanie śniegu z dachu pałacu.
Dziewczyna westchnęła, pożegnała się z monarchą równie bezczelnie jak przywitała i wyszła z pałacu.
Najbardziej nie lubiła lat, kiedy król przebywał w Stolicy. Zawsze wtedy miał "wenę" i wymyślał coraz to nowsze prawa. A jak siedział spokojnie w swoim przytulnym, olbrzymim zamku w Casa, leżącym na dawnej granicy, to nigdy niczego nie wymyślił.
Akurat kiedy weszła poza pałacową bramę spotkała Narwina. Był on ostatnią osobą, która powinna zobaczyć dziewczynę w okolicy zamku. Xain bowiem gardziła władzą, i to czasem publicznie. Chłopak nie wiedział o tym, co robiła. I miał dziwną minę, kiedy w dziewczynie wychodzącej z pałacu rozpoznał swoją przyjaciółkę.
- Xain! - zawołał. - Czemu wczoraj tak szybko wyszłaś?
- Ty już dobrze wiesz czemu - rzuciła krótko. - Wiesz, że nie znoszę Dominik.
- No tak, wiem. Ale spytam o jeszcze jedno: co robiłaś u króla?
- Byłam wyrazić moją opinię na temat jego rządów - odparła.
- Kłamiesz. - Narwin się uśmiechnął. - Gdybyś to zrobiła, to właśnie stawialiby ci szubienicę.
- No i tu masz niestety rację. Ale wybacz, śpieszę się.
Nie czekała, aż tamten jej cokolwiek odpowie. Nie mogła mu powiedzieć niczego o tym, kim jest. Ani też Narwin nie mógł się niczego domyśleć. Dlatego też dziewczyna odbiegła. Miała nadzieje, że chłopak zapomni o całym zajściu i zajmie się swoimi sprawami.

* * *

- Proszę bardzo, oto Stolica! - powiedziała Xain wskazując palcem na wielkie miasto.
Narwin jeszcze wdrapywał się na drzewo, więc niewiele widział. Jednak po chwili już zeskoczył oburzony.
- Nie mówiłem o Stolicy, tylko o stolicy! - krzyknął.
- Masło maślane - fuknęła dziewczynka lądując obok chłopaka. - Trzeba było od razu, że szukasz Casa. Ale tam nie idę, za daleko.
Robiło się ciemno. Dzieciaki nie rozpalały ogniska, ponieważ były za blisko miasta. Ale był środek lata, więc zbytnio nie zmarzli, a jeden dzień o zimnej kolacji jeszcze nikogo nie zabił.
Narwin zastanawiał się chwilę. Był bardzo zainteresowany osobą Xain. W końcu zapytał ją o coś, o co planował zapytać od dawna.
- Kim ty właściwie jesteś? Elfem?
- Nie - rzuciła dziewczyna.
- To kim?
- Ludzie dzielą się na dobrych i złych. Ja jestem i dobra, i zła. Jestem wodą i ogniem, górą i dołem. Jestem lojalna, wredna i nie można mi zaufać. Jestem paradoksalnie paradoksalna. Jestem paradoksem. Ale przede wszystkim, jestem sobą.
Chłopak nie zrozumiał. W końcu miał tylko trzynaście lat. Machnął tylko ręką, pożegnał się i wskoczył na drzewo. Nocowania tego typu nauczył się właśnie od Xain, która robiła tak za każdym razem.
Dziewczynka uśmiechnęła się i zrobiła to samo. Ona jednak nie spała. Trzymała wartę, tak dla bezpieczeństwa.

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział I

   W małej sali panował półmrok. Jedynym źródłem światła było kilka świec poustawianych niedbale na ladzie. Karczmarka chodziła tam i z powrotem z kuflami lub pełnymi piwa, lub też bez niego. Czasami zdarzało się, ze niosła tylko pozostałości po kuflu. Ogólnie w spelunie było gwarno i dość głośno.
W kącie sali siedziała ciemna postać. Była to młoda, może dwudziestoletnia dziewczyna. Taki częsty bywalec karczmy, a dalej taki tajemniczy.
Dziewczynę łatwo jednak można było pomylić z chłopakiem, gdyż nosiła strój iście męski - obcisłe spodnie, czarna, wiązana koszula z obszernym kapturem, rękawice i pas z mieczem ojca. Zawsze, gdy w chwili spokoju kładła na nim rękę, wracały do niej wspomnienia tamtej strasznej nocy i to, jak dorośle się zachowała.
Nagle drzwi do speluny otworzyły się i do sali wszedł wysoki mężczyzna. Xain od razu go poznała. Mężczyzna przywitał się z karczmarką i podszedł do stolika owej tajemniczej dziewczyny. Uśmiechnął się do niej serdecznie.
- Witaj!
- Dzień dobry - odparła na to dziewczyna bawiąc się łyżeczką, nawet nie racząc wzrokiem nowo przybyłego.
- Co nowego? - zapytał wciąż szczerze uśmiechnięty.
- Na razie cicho. Wszyscy jeszcze żyją.
- Dziwne są twoje odpowiedzi...
- Twe pytania jeszcze dziwniejsze - przerwała mu, odkładając łyżeczkę. - Dzień w dzień pytasz o to samo, a ja ci dzień w dzień odpowiadam w ten sam sposób.
- No niby tak. Ale wiesz, jesteś jedyną osobą obeznaną w sytuacji, z którą mam kontakt.
- Jestem tak samo obeznana w sytuacji jak wtedy, kiedy miałam pięć lat.
- I już wtedy zachowałaś się lepiej, niż każdy z nas by się zachował.
- Ten kraj już wtedy był nie do uratowania, więc ratowałam to, co się dało.

* * *

Zachowałam się jak ostatni tchórz... - szepnęła do siebie dziewczynka leżąc na ziemi. 
Była noc. Już sporo po północy. Jednak mała Xain nie mogła zasnąć. Myślała o wydarzeniach sprzed ostatnich dziesięciu dni. O tym, jak uciekła z miasta, spakowała się i popędziła w las. I o tym, jak czekała, a potem po prostu zrezygnowała i ruszyła dalej.
Miała nadzieję, że ojciec przeżył. Ale uciekła, bo bała się o swoje życie. Tak drogie życie... Rodzice zawsze powtarzali jej: "Nigdy nie daj sobie odebrać tego, co najcenniejsze. A najcenniejsze dla ciebie jest własne życie".
"Ale tata tego właśnie chciał - pomyślała. - Chciał, żebym uciekła i ratowała siebie. I obiecał, że dołączy. Nie muszę na niego czekać, on dołączy. Na pewno..."
Sama siebie oszukiwała. Jak na pięcioletnie dziecko to wiedziała bardzo dużo o życiu, i wiedziała, że ojciec już nie wróci. Ale wolała się oszukiwać. Przynajmniej na razie. Z lekkim uśmiechem w końcu zasnęła z głową na torbie i sztyletem w prawej ręce.
* * *

Karczmarka podeszła do ich stołu i przerwała rozmowę. Mrugnęła do mężczyzny i podała mu kufel. Potem ryknęła coś doniosłym głosem do dwójki zapijaczonych rycerzy, którzy dobierali się do drewnianej beczki z piwem. Mężczyźni uciekli niczym spłoszone myszki i schowali się w kącie sali.
- To wiesz coś nowego, czy dalej chcesz udawać idiotę? - zapytał mężczyzna.
- Niech ci będzie, Narwinie - odparła Xain. - Zima się skończyła. Śniegi stopniały. Nadchodzi wiosna, a z nią nowy kwartał i nowe podatki. Mogę się założyć, że król przygotował coś specjalnego, jak co roku. Możemy go dopaść i...
- Zamknij się, bo jeszcze ktoś niewłaściwy cię usłyszy - zbeształ ją Narwin.
- Usłyszy, i co? Co mi zrobi? Nic! Lepiej martw się o swój tyłek, książę!
Nikt oprócz Xain nie wiedział, kim jest naprawdę Narwin. A dowiedziała się przez przypadek.
* * *

- Kim jesteś, i co tu robisz?
To pytanie było słychać już trzeci raz. Głos dochodził z drzewa, ale pytała Xain. Zaciekawił ją chłopiec, który przybiegł na polanę kilka minut po niej, kiedy ona w spokoju jadła pierwszy posiłek od kilku dni. Już wcześniej był przerażony, teraz dziewczynka wystraszyła go jeszcze bardziej.
- Pytam ostatni raz, potem zejdę!
- Jestem Narwin - wyrzucił z siebie szybko chłopiec. - Książę Narwin, syn Sakamy.
- Sakamy?! - zdziwiła się Xain i poruszyła niespokojnie na drzewie. - Tego Sakamy, co był królem przed wojną?
- Tak, tego Sakamy. A ty, kim jesteś?
Dziewczynka zawahała się, ale w końcu zeskoczyła z drzewa i stanęła przed Narwinem, który spłoszył się i odskoczył. Zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu i uznała, że wcale nie jest brzydki, ani tym bardziej groźny. Mógł mieć może z osiem lat. Jego brązowe spodnie były całe w strzępach, a koszuli nie było wcale. Włosy miał trochę krótsze od jej samej, brązowe i rozczochrane nawet bardziej niż dziewczynki.
- Jestem... Xain - odparła w końcu. - Ale mów mi po prostu X.
- X? Czemu nie Xain?
- Bo tak. A teraz gadaj, gdzie idziesz? - zapytała ostro dziewczynka.
- Do stolicy. Będę się tam ukrywał.
- Najciemniej pod latarnią, jak to mówią.
- A ty?
- A tego to ci nie powiem.

* * *

- Ty się o mój tyłek nie martw. Lepiej pomyśl, jak, przynajmniej chwilowo, unieszkodliwić króla. - Mężczyzna zniżył głos do szeptu. - Może pomogłaby nam Dominik? Jest najlepszym skrytobójcą w okolicy!
- Dominik?! Przecież to dziwka! A skrytobójca z niej taki jak ze mnie księżniczka.
- A ty co, może lepsza? - zadrwił Narwin.
- Sto razy lepsza, kochanieńki. - Dziewczyna zniżyła głos do przeraźliwego szeptu i spojrzała w oczy towarzyszowi. - Życie już mnie dobrze wyćwiczyło.
- Ty to byś nawet ślepemu niczego nie ukradła - odparł mężczyzna, ale już trochę mniej pewnie.
- Najwyraźniej jesteś ślepy, a ta mała ozdóbka to właśnie "nic" - westchnęła Xain machając sobie przed nosem złotym łańcuszkiem: pamiątką po rodzinie, należącą do Narwina.
Mężczyzna wyrwał łańcuszek z ręki dziewczyny i włożył go z powrotem do małej sakiewki, którą miał przywiązaną u pasa. Przejrzał ją dokładnie i przeniósł wzrok na Xain, wyciągając w jej stronę dłoń.
- Bystry jesteś - prychnęła dziewczyna i oddała mu kilka złotych monet, które ukradła przy okazji.
- A ty jesteś złodziejem - próbował bronić się Narwin.
- "Złodziejem" to zbyt ostre słowo. Po prostu pożyczam od niektórych potrzebne do przeżycia rzeczy.
- Już ja znam to twoje pożyczanie. A wracając do Dominik...
- Sprawa zamknięta - przerwała mu. - Reasumując: Dominik to dziwka i nie umie nawet muchy zabić, dlatego zostawimy ją tak gdzie jest i nie będziemy do niczego zmuszać.
W momencie, kiedy Xain kończyła zdanie, drzwi speluny znów się otworzyły i do środka weszła nie kto inny jak Dominik. Dziewczyna mruknęła pod nosem "o wilku mowa" kiedy ów "Wilk" ruszył w ich stronę z wielkim uśmiechem na umalowanej twarzy.
- Witajcie przyjaciele! - zawołała uśmiechnięta słodkim, lecz fałszywym głosikiem, siadając obok Narwina.
- Witaj - odparła na to Xain równie słodko i równie fałszywie. - Właśnie o tobie rozmawialiśmy.
- I co uradziliście?
- Że...
- Że miałaś ostatnio ładną... Kurtkę - wszedł Xain w słowo Narwin. Zbytnio obawiał się szczerości towarzyszki.
- Dziękuję - uśmiechnęła się Dominik.
Xain odwróciła wzrok i wpatrywała się w jakiś odległy punkt za ścianą. Wolała to, niż oglądanie "fałszywej mordy" tamtej dziewczyny. Po kilku sekundach jednak wstała, pożegnała się grzecznie z Narwinem i wyszła, nie racząc Dominik nawet wzrokiem.
Starała się nie rzucać nikomu w oczy, ale nawet nie zaczęła, kiedy zauważyli ją straże króla. Stali przez chwilę wpatrując się tylko w ciemną postać majaczącą na tle speluny, potem jeden z nich szepnął do drugiego:
- To tylko Espia. Ej, młoda! - To krzyknął do Xain. - Nasz pan i władca prosi cię jutro na rozmowy.
Mówiąc to udawał, że kłania się przed kimś. Xain tylko wzruszyła ramionami i potaknęła głową na znak, że rozumie. Potem odbiegła.
Spotkała też inną parę kontrolerów ulic, ale ci raczej nie byli na służbie, lub właśnie ją skończyli. Szli kompletnie pijani, jeden podtrzymujący drugiego, nucąc pod nosem jakaś marną parodię hymnu kraju.
Nie musiała jednak długo tego słuchać, ponieważ dotarła już do następnej speluny, do której weszła od razu trzaskając za sobą drzwiami. Dziś tam spędzi noc.