Droga zajęła im niecały dzień. Smok leciał bez przerwy, bardzo szybko, prosto przed siebie. Zaoszczędzili dzięki niemu za dwa dni. Xain była mu bardzo wdzięczna, ale nie miała jak mu podziękować. Go tak się śpieszył, że wysunął propozycję zrzucenia ich z wysokości do wody, bez potrzeby lądowania. Oczywiście, jak łatwo się domyślić, nikt się nie zgodził.
Nie zdążyli się nawet pożegnać. Smok był podenerwowany. Zły sam na siebie, że nie upilnował okręgu. No ale bycie Strażnikiem i głównodowodzącym w jednym to nie takie proste.
Był środek nocy. Postanowili najpierw się przespać. Antoni powiedział, że ze względu na panującą sytuację zdradzi im położenie ostatniej Bramy. Nie może jednak powiedzieć nic więcej.
Noc minęła zaskakująco szybko. Spali wszyscy. Nikt nie stał na warcie, co raczej nie podobało się Xain. Nie miała jednak nic do powiedzenia, mimo to, iż to ona przewodniczyła wyprawie. Dwayne użył bardzo przekonujących argumentów...
- Albo pójdziesz spać, albo ja ci pomogę.
Nawet Antoni, choć nie chodziło o niego, przeraził się tonu głosu wielkoluda i zwinął się pod kocami przy jakimś drzewie. Ostatnio bardzo mało mówił. Zachowywał się tak, jakby go nie było. Xian zaczęła tęsknić za jego zgryźliwością.
* * *
Ostatni Strażnik nazywał się Frieghton. Był strasznie podobny do Go. No dobra... Byli identyczni. Frieghton jednak nie potrafił zmieniać postaci. I był bardziej wkurzający od samego Antoniego!
- Więc mówicie, że chcecie ostatnią nagrodę? - zapytał, gdy tylko zapoznał się z trójką towarzyszy. - Zadam wam trzy zagadki. Może jednak odpowiadać tylko jedna osoba. Jeśli zgadniecie, dostaniecie nagrodę.
- A jeśli nie? - spytała Xain, która od samego rana była jakaś nerwowa, podobnie jak Go wczoraj.
- To nie dostaniecie nagrody. Proste? - spytał dla pewności, ale nie czekał na odpowiedź. - Usiądźcie więc.
Znajdowali się w lesie. Frieghton usiadł na pniaku, a reszta towarzystwa na ziemi. Tylko Antoni nie usiadł. W ogóle go tutaj nie było. Uznał, ze nie ma ochoty widzieć się z tym Strażnikiem i czekał na resztę kawałek dalej.
- Jestem ciągle głody i trzeba mnie karmić. Dotknięty palcem szybko ubarwiam na czerwono. Czym jestem? - zapytał Strażnik.
Dwayne wybuchnął śmiechem. Po chwili zawtórowała mu Xain. Między kolejnymi "ha, ha" udało jej się wybełkotać odpowiedź.
- O... Ogień!
Przecież na samym początku przygody Dwayne zadał Xain i Narwin'owi tę właśnie zagadkę. Frieghton popatrzył na śmiejących się jak na idiotów, ale potaknął głową.
- Dobrze więc, czyli odpowiadać będziesz ty - odparł, patrząc na Xain.
Miał rację. Mówił wcześniej, że tak będzie. Dziewczyna momentalnie się uspokoiła. Powinna pozwolić odpowiedzieć wielkoludowi. Był od niej starszy i mądrzejszy. Właśnie ich szanse znacząco spadły.
- Pytaj dalej - fuknęła, dźgając Dwayne'a łokciem, żeby się zamknął.
- W nocy mnie widać, choć ciemność ogarnia świat. Czasem jestem, a czasem nie. Wszyscy mnie widzą, ale nikt mnie nie dotkną.
Xain musiała się zastanowić. Dwayne chciał jej podpowiedzieć, ale znalazł się za osłoną. Taką samą, za jaką znalazła się ona wraz z Narwinem w pierwszej Bramie. Wciąż powtarzała sobie w głowie słowa zagadki.
Nagle poderwała się na równe nogi i zadowolona wykrzyczała.
- Księżyc! Księżyc!
- Dobrze, siadaj. - Frieghton potaknął głową i machnął ręką, nakazując dziewczynie usiąść. - Zostało ostatnie pytanie.
- Mam nadzieję, że proste - wyszeptała i spojrzała na Dwayne'a. Nie słyszał jej odpowiedzi, ale po ich reakcji mógł wywnioskować, że zgadła. Uśmiechnął się.
Jednak na świętowanie zwycięstwa przyjdzie czas. O ile w ogóle przyjdzie.
- Choć to jedno i to samo, ma trzy oblicza. Trzy imiona przypisane do każdej postaci. Każda inna, lecz każda taka sama.
No to teraz leży i kwiczy.
Dopiero teraz usiadła. A właściwie opadła na ziemię. Zastanawiała się, przywołując w pamięci wszystkie zagadki, jakie do tej pory słyszała.
Może chodziło o rok? Nie, rok miał cztery pory. A może kierunki świata? Nie, nie... Tych też jest cztery. A jakby się uparł, to by i osiem policzył. To musiało być coś innego. Tylko, do cholery co?
Księżyc? Nie, taka odpowiedź już była. Dzień? Może i dzień, ale coś jej w tym nie pasowało.
Myślała, myślała, i nie mogła wymyślić. Po kilku minutach wkurzającego "tik, tik, tik", które wydawał z siebie Strażnik, w porywie desperacji, odpowiedziała jednym słowem.
- Woda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz