~Specjalna dedykacja dla Izy~
- Ty, Xain, jesteś następczynią tronu - wymamrotał w końcu wielkolud.
Przeszedł się kawałek, prosto do lasu. Tam przysiadł na ziemi i oparł się plecami o pień drzewa. Antoni ruszył zaraz za nim. Nie sprawiał wrażenia zdziwionego. Wręcz przeciwnie. Zachowywał się tak, jakby o wszystkim wiedział. Xain dołączyła po paru chwilach.
- Ale... Ale jak?! - spytała, siadając naprzeciwko Dwayne'a po turecku.
- Twój ojciec był królem dość krótko. Widział, że w kraju dzieje się źle, postanowił więc oddać władzę komuś innemu, gdyż sam sobie nie radził. Razem z żoną przenieśli się więc na wieś, a na zamek przyprowadził swojego kuzyna. Byli bardzo podobni, a że szlachta i tak jest tępa, to nigdy nie dowiedzieli się, co zaszło.
- Czyli... Ja jestem księżniczką, a Narwin to mój kuzyn? - spytała, jakby chciała się upewnić tego, czy aby dobrze usłyszała.
- Dokładnie.
Z miasta zaczęły dochodzić dziwne dźwięki. Jakby trwały tam ćwiczenia wojsk. Te same odgłosy dochodziły i z przeciwnej strony. Towarzysze nie zwrócili jednak na to uwagi, choć dźwięki na prawdę można było porównać do tych, które słychać zaraz przed wojną.
- To w takim razie... Mój ojciec był królem... - wymamrotała sama do siebie, po czym prawie krzyknęła do wielkoluda: - A niby skąd ty to wszystko wiesz?!
- No cóż... Ja byłem królem - westchnął.
- DO ATAKU! - krzyknął ktoś. Ewidentnie dźwięk ten pochodził z drogi przed bramą.
Wszyscy poderwali się na równe nogi, oprócz Dwayne'a, któremu zajęło to trochę więcej czasu, i popędzili w stronę, z której ów krzyk pochodził. Zobaczyli tam dwie armie. Na czele jednej z nich stał król. A drugiej... Cóż... Tych Xain rozpoznała od razu - Bunt.
Antoni... Ten gdzieś się zgubił. A dokładniej zniknął zaraz po wyznaniu Dwayne. Nie on był jednak głównym obiektem zainteresowań.
Xain nie mogła uwierzyć w to, że coś takiego mogło jej umknąć. To nie wyglądało na zwykłą potyczkę. Był tu król! To już była wojna. Tylko dlaczego Ruch Oporu wyruszył bez jej zgody. Mogli jej chociaż powiedzieć. Poinformować ją. Zadowoliłoby ją nawet krótkie: "Idziemy na wojnę, nie martw się" czy coś w ten deseń. Albo tak jej się tylko wydawało.
Obie armie ruszyły na siebie, robiąc przy tym bardzo dużo hałasu. Wszystko działo się tak szybko... Dwayne złapał Xain za ramię i potrząsnął ją lekko. Odwróciła głowę w jego stronę.
- Musisz wypowiedzieć życzenie. Już! - krzyknął, rzucając w jej stronę medalion i książeczkę.
Dłonie trzęsły się jej ze zdenerwowania. Przyłożyła medalion do tomiku. Otworzyła go. Dwayne zerknął jej przez ramię. Oboje bardzo się zdziwili, gdyż książeczka... była pusta.
- Kurwa mać! - Gwałtownie zamknęła tomik. Zamachnęła się i chciała nim rzucić prosto w nacierające na siebie wojska, ale wielkolud złapał jej dłoń dosłownie w ostatnim momencie.
- Zaczekaj! Otwórz go jeszcze raz i przyjrzyj się dokładnie.
Zrobiła to. Przekartkowała te parę stron, nawet kilka razy, ale nie mogła niczego dostrzec. Dopiero za którymś razem zobaczyła jedno słowo, zapisane wyblakłym już tuszem w kącie jednej z kart. Było tam napisane "Uwierz".
- Uwierz, uwierz, uwierz... W co, do cholery?!
- Po prostu uwierz - warknął Dwayne.
Nie myślała wiele. Uwierzyła w to, że jest księżniczką. W to, że jej ojcem jest Dwayne. I w to, że mogą uratować ten kraj.
I wtedy zdarzyło się coś dziwnego...
Czas jakby się zatrzymał. Wszystko stanęło. Wszystko, oprócz Xain. Ciała wojowników zastygłe w różnych pozach czasem wyglądały komicznie, ale na szczęście oba fronty nie zdążyły się jeszcze zderzyć. Potem wszystko się rozmazało. Kobieta na początku myślała, że ma zawroty głowy. A to było na prawdę. Świat się rozmazał, po czym wrócił do normy, ale w zupełnie innej rzeczywistość.
Znajdowała się na zamku w Stolicy. Na ścianach szerokiego korytarza wisiały portrety wcześniejszych królów. Było tu całkiem pusto, ale jasno i dziwnie kolorowo.
- Xain, do cholery, co się właśnie stało? - zapytał Dwayne, który stał zgarbiony za kobietą i trzymał się za głowę.
- Wygląda na to, że się udało - odpowiedziała Xain, ale niepewnie, rozglądając się nerwowo dookoła.
- Mój panie... - zaczął ktoś zza pleców tamtej dwójki. Jak na zawołanie oboje się odwrócili i zobaczyli niską dziewczynkę. Mogła mieć może z piętnaście lat. Miała długie, blond włosy, na nosie okulary. Nie była szczupła, ale bardzo gruba też nie. Miała na sobie strój pokojówki, więc pewnie nią była.
- Słucham? - spytał Dwayne, udając, że ją zna i dobrze wie, o co chodzi.
- Przypominam tylko o jutrzejszej koronacji panienki i zalecam przebranie się. Czyżbyście wrócili z polowań?
- Tak, tak! - Dwayne dalej grał zdającego sobie ze wszystkiego sprawę człowieka, więc Xain próbowała się dostosować. - Możesz mi przypomnieć, skarbie, jak się nazywasz?
- Isabelle, mój panie. - odpowiedziała nieco skołowana, kłaniając się nisko.
- Dobrze, Isabelle, dziękuję za przypomnienie. Mogłabyś zaprowadzić nas do naszych komnat?
Pokojówka potaknęła głową, choć nie do końca rozumiała to, co teraz zaszło. Ruszyła przed siebie. Minęła Dwayne'a i Xain ze zwieszoną głową. Ci ruszyli zaraz za nią, żeby się nie zgubić.
* * *
Cały dziedziniec zapełniony był ludźmi. Przyszło chyba całe miasto. Na podwyższeniu stała na razie tylko rada, jednak nie trwało to długo. Po chwili dołączyli do nich Dwayne i Xain. Ludzie zaczęli bić brawa. Dwayne ubrany był w królewskie szaty. Na plecach miał czerwony płaszcz, na głowie koronę, a w dłoni berło. Za nim szła Xain w zielonkawej, bogato zdobionej sukience. Półdługie włosy Isabelle zaplotła jej w piękną fryzurę składającą się z warkoczyków i koków. Król wraz z córką stanęli na środku podwyższenia. Rada zaczęła opowiadać, wyjaśniać, ale nikt ich nie słuchał. Ludzie zafascynowani byli tym, co się właśnie stanie, a Xain i Dwayne starali się robić wrażenie świetnie poinformowanych.
W końcu nadszedł ten moment. Królowi zdjęto płaszcz i założono go kobiecie. Potem to samo zrobiono z koroną. Berło Dwayne przekazał osobiście.
Całe miasto zaczęło klaskać i skandować imię nowej królowej. Na twarzy Xain zagościł szeroki uśmiech. Dwayne też się uśmiechał, ale on patrzył na publikę, a nie tak jak Xain, na radę. Nagle wszystko się rozsypało.
Dwayne skoczył w stronę Xain. Jęknął i upadł przy jej nogach. Ta upuściła berło i przyklękła obok niego. Z jego piersi sączyła się krew. Miał tam wbitą strzałę. Dokładnie na wysokości serca. Ale jeszcze żył.
- Będzie... dobrze - wymamrotał mężczyzna, uśmiechając się słabo i głaszcząc Xain po policzku.
- Tato... - Kobieta już płakała.
Rada wywołała z tłumu medyków, którzy w momencie przyklękli obok króla. Jeden z nich wyciągnął strzałę z jego piersi, inny rozerwał koszulę i odsłonił ciało, a jeszcze inny zaczął smarować czymś ranę.W sumie było ich czterech, z czego jeden wyglądał bardziej na ucznia, niż na prawdziwego lekarza. Właśnie ten położył delikatnie dłoń na ramieniu Xain i poprosił o to, żeby się odsunęła.
- Będzie dobrze, pani. Proszę dać pole do popisu tym medykom. Są najlepsi w całym królestwie - uspokajał ją.
- Tato, nie chcę cię znowu stracić - odparła cicho, kładąc swoją dłoń na dłoń ojca. - Walcz.
- Będę. Na pewno - znów się uśmiechnął. Jego ręka opadła, a on sam stracił przytomność.
- Będzie dobrze - powtarzał chłopak.
Jedną ręką objął Xain i wprowadził ją z powrotem do pałacu. Radzie w tym czasie udało się też posłać straż na poszukiwania sprawcy. Bardzo skuteczni jednak nie byli.
Gdy tylko król oberwał, postać odziana w ciemny płaszcz opuściła dziedziniec, po czym wybiegła z miasta. Łuk schowała pod opończą. Za murami czekał na nią koń, na którego owa postać od razu wsiadła. Jechał szybko, a wiatr zwiał jej z głowy kaptur. Ta postać okazała się być mężczyzną. Starszym. Nie patrzył za siebie. Jego wzrok skierowany był w stronę miasta Port, gdyż to tam właśnie się kierował. Albo tak się tylko wydawało.
Skręcił nagle w boczną ścieżkę i wjechał w las. Tam tylko raz spojrzał w stronę, w którą wcześniej się kierował. Gdzieś tam, za drzewami, za lasami, za miastami i za dolinami znajdowało się miasto Port, a niedaleko niego las. W lesie był domek, jego domek, obok którego znajdowała się pierwsza Brama. Brama, która nie potrzebowała już strażnika. Strażnika, który właśnie spełnił swoje zadanie. Teraz pozostało mu tylko czekać na dalsze rozkazy.